Jak żyć

Przyznaję, że trochę się mentalnie sklinczowałem po tak emocjonalnym wpisie jak poprzedni, no ale postanowiłem jakiś czas temu, że piszę o tym co chcę i jak chcę, więc nie zamierzam żałować. Tym bardziej iż mam nadzieję, że choć parę osób wpłaciło było jakieś kwoty na zbożny cel. Ja w każdym razie tak.

Żyjemy w ciekawych czasach bez wątpienia, co jak wiadomo jest starym przekleństwem. I pewnie każdy rodzic się zastanowił choć raz, jak sobie z tą świadomością poradzić. My tu na wakacjach, a tam w podobnym morzu toną ludzie. My tu na na sali gimnastycznej obchodzimy 1 września, a Putin być może nam piąty rozbiór szykuje. My na zakupy po worek do kapci, a tam za wschodnią granicą ludzie w czarnych workach wracają z Donbasu.

Unosimy się w bańce szczęścia, nad jednym wielkim polem bitwy. Bańka jest z mydła i wody i dlatego może pęknąć w każdej chwili. Tak jak tętniak w głowie, jak blaszka miażdżycowa w sercu i wtedy zamiast dyskutować o uchodźcach sami być może będziemy z absurdalnymi fantami i obłędem w oczach brać udział w newsach. Brudni, głodni i zrozpaczeni. Długo sobie zadawałem pytanie, co z tą świadomością zrobić. Że inni już ze swojej bańki wypadli i że my też w każdej chwili możemy. I pomyślałem sobie, że jedyne sensowne co możemy zrobić to, uwaga: teraz będę na tyle głupi, by mówić jak żyć, to żyć NORMALNIE.

Wstawać rano, ubierać gacie, najlepiej czyste, a potem w zależności od pogody dokładać do tych gaci, co tam trzeba, żeby nie było odmrożeń. Następnie kopniakami i hitlerowskimi okrzykami budzić resztę rodziny. Możliwie czułymi krzykami, możliwie pieszczotliwymi kopniakami, bo nie wiadomo, ile nam ich jeszcze zostało. Takich poranków. Jechać do szkoły, przedszkola, żłobka. Rozmawiać ze sobą. Życzyć sobie miłego dnia. Potem iść do pracy. Robić rzeczy, zarabiać pieniądze, żeby robić zakupy. Normalne. Jak zawsze. Raty też płacić, bo a nuż wojny jednak nie będzie. Putin się uspokoi, Ruskie nie wejdą, islamskie diabły odpuszczą, to po co od razu mieszkanie tracić? Potem wracać do domu. Bawić się z dziećmi. Coś tam posprzątać, żeby porządek był, jak rakieta w dom pieprznie. Ale bez przesady, bo lepiej czas ze sobą spędzać, cieszyć się, że jesteśmy zdrowi, cali, na kanapie, nie na łodzi przeładowanej. Tym, że kanapa stara się nie przejmować, w ogóle jak najmniej się przejmować, bo po co? Stara kanapa pali się tak dobrze, jak nowa. Lepiej sobie zapalić (jak się jest palącym) papieroska, drinka zrobić. Cieszyć się życiem, takim jakie jest i póki jest jakie jest.

A jak ktoś nie wie (ja często nie wiem na ten przykład), jak się można życiem cieszyć, to niech na swoje dzieci popatrzy. One to umieją same z siebie. Wczoraj kiedy wróciłem z wywiadówki (Królowa Matka przebywa na kursie, delegowana z pracy), przywitali mnie nieludzkim wrzaskiem, domagając się rozstrzygnięcia sporu, który zakończył się aktami przemocy fizycznej.Ktoś coś komuś wyrwał, więc drugi wyrwał mu też. Jedno pociągnęło za włosy, to drugie wyszarpało ucho. Gdybym akcji nie przerwał pewnie doszliby do pojedynku wg kodeksu Boziewicza. Na szczęście wywiadówka skończyła się na tyle szybko, że mogłem kazać im się uspokoić, albo… Wiadomo.  Czyli było dokładnie jak w tym kawale o partyzantach i Niemcach: Dzień pierwszy, wywaliliśmy Niemców z lasu. Dzień drugi, Niemcy wywalili nas lasu. Dzień trzeci, my Niemców z lasu. Dzień czwarty, Niemcy nas. Dzień piąty, leśniczy się wkurzył i kazał nam wszystkim wypieprzać z lasu. Powiedziałem, że jeszcze chwila i się wkurzę.

No więc się bawimy. Na razie się bawimy. Jeszcze się bawimy.

 



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *