Mikołaj i klasa średnia

Współczuję tym wszystkim frajerom, którzy wierzą w Świętego Mikołaja – powiedział Miły Młody Człowiek, który ostatnio nie jest aż tak Miły.

Przysięgam Wam, że moja rodzina częściej zmienia gacie niż ja robię te publiczne prania. Musicie mi wierzyć na słowo. Albo nie. Tak czy owak zaczynamy. I to z grubej rury, skoro od negacji świętego.

Mikołaj, jak wiadomo, to był taki biskup, który przeszedł do legendy za, że dawał biednym to, czego im potrzeba. Może dlatego do dzisiaj go fetujemy, naśladujemy, za niego się przebieramy i w niego każemy wierzyć naszym dzieciom, bo był to zapewne ostatni biskup, który dał coś swoim owieczkom. I nie mówię tu o dobrym słowie.

Ostatnio duże rozbawienie wywołują artykuły o tym, jak ubożeje tak zwana „klasa średnia”. W sumie nigdy się nie umiałem cieszyć, że komuś brakuje, albo zaczyna brakować (no chyba, że byłaby to Dominisia K., której tylko przyzwoitości brakuje), ale zawsze chciałem Was tu rozśmieszać, więc opowiem Wam o naszym zubożeniu. Po podliczeniu kosztów remontu i otrzymaniu oferty (paszczowej ma się zrozumieć i liczonej na grubo oraz na kolanie) od firmy remontowej i porównaniu tego z moimi zarobkami postanowiliśmy z Królową Matką odwołać wyjazd narciarski na ferie, a ten czas przeznaczyć na samodzielne malowanie. Podwójny zysk, nie wydajesz na narty i na fachowca, a wałek i ściana to też okazja do białego szaleństwa. Biorąc pod uwagę, że to nasze drugie lokum, które przeznaczymy na wynajem, jest klasyczna historia do umieszczenia na Gazecie.pl i rechotania w komentarzach. Nie przejąłem się więc tym zbytnio, tym bardziej, że pomyślałem, że jak mi dobrze pójdzie, to może się przebranżowię. Królowa Matko się przejęła. I to bardzo. Głównie tym, jak to dzieci przyjemą. Wiecie, co powiedziały? „Aha” i „Czy możemy już się iść pobawić/pouczyć”. Bardzo mi przykro, ale traumy z tego nie będzie.

Pod wieloma względami nadal prowadzimy życie burżuazyjne. Jeździmy samochodami, nie martwimy się, co będziemy jedli, nie rzucamy monetą w grze rachunek za gaz czy recepty oraz chodzimy do ortodonty prywatnie. Na państwowego czeka się 10 lat, ale aparat na krzywe zęby Miły Młody Człowiek musi nosić teraz. I tam, w tej przychodni jest obowiązek noszenia maseczek. I przypomniało mi się, co mnie najbardziej wkurzało w Covidzie. Nie przerażało (bo wiadomo), nie martwiło, nie nudziło, ale co wkurzało. Brodacze. Ci co zakładali maski, ale na brody. Oni znów wrócili. Noszę, ale bojkotuję. Mam, ale w dupie, to znaczy na brodzie. I co mi zrobicie? Ja bym pacnął. Ale jak mawia moja koleżanka prawniczka, pacniesz debila, odpowiesz jak za człowieka.

Przyszłość jest niepewna. Nie wiemy co z inflacją. Nie wiemy co z globalnym ociepleniem. Ba. Ostatnio raczej zachowujemy się, jakby go nie było, a przecież nic się w tej sprawie nie poprawiło, tego można być pewnym. Nie wiemy, co będzie za miesiąc, dwa, trzy. Ba, ba, ba. Nie wiemy nawet, czy za dwa dni Putin nie grzmotnie nas atomówką. Nic nie jest pewne, poza tym, że wiemy, nad czy głowi się nasz Pan Premier.

Oddam wszystkie oszczędności, że myśli on dniami i nocami jak jeszcze raz, choć ostatni raz wygrać wybory i nie stracić władzy. Gdybym wiedział, że ten pomysł jest wykonalny, to bym mu nie podpowiedział lecz mogę to zrobić zupełnie swobodnie. Myślę, że popularność wielką wśród ludu miast oraz wsi, wśród tych pro i tych anty zdobyłby program BARGŁÓG+ czyli realizacja, tego co sformułował jeden z moich bliskich kolegów. A brzmi to tak:

„Jak patrzę na to wszystko, co się dzieje na świecie i z moim życiem, to mam ochotę zakopać się w stertę uschłych liści i nie wychodzić z niej do wiosny.”

A Wy, co myślicie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *