W ubiegłym tygodniu zepsuła się nam pralka. Coś się zablokowało, coś huknęło i cały kołnierz gumowy owinął się wokół bluzy Oleńki. Bluza przeżyła, kołnierz (jak się potem) okazało także. Oleńka przeżyła zaś tę awarię z wielkim trudem, bo Królowa Matka odkryła w kieszeni jej bluzy, fragment elektrycznej szczoteczki do zębów, która całą gamelę wywołała. Tego samego wieczora, gdy cieszyłem się, że jednak nie muszę robić prania w rzece, zorientowałem się, zmywarka przestała podgrzewać wodę. Jak nie urok to przemarsz wojska, mawiał mój ojciec. Bardzo się cieszę, że przemarsz wojska jednak w tym tygodniu jeszcze nam nie grozi.
Miły Młody Człowiek ma na ten temat inne zdanie. Każdego dnia zadręcza mnie pytaniami na temat wojny. Rozważamy różne scenariusze. Jest to, muszę przyznać, dość męczące. Ponieważ MMC, w przeciwieństwie do rosyjskich agresorów, jest skory do pewnych ustępstw i negocjacji, ustaliliśmy, że bombardowanie mnie pytaniami o wojnę ograniczymy do 30 minut dziennie. Oczywiście trwa to dłużej. Do tego dochodzą pytania, które zadaję sobie sam. Zazwyczaj w godzinach porannych.
Pamiętacie kawał o Polaku, co jedną kulkę zgubił, a drugą zepsuł? To o Miłym Młodym Człowieku. Dostał ode mnie dwa banknoty. Jeden był kieszonkowym należnym, a drugi miał posłużyć do zakupu wody w automacie. Zakupu wody, bo MMC zgubił już zbyt wiele bidonów nawet jak na moją cierpliwość. MMC obiecał mi, że przyniesie resztę. Jakież było moje zdziwienie (wcale nie takie duże), gdy po szkole mój syn poinformował mnie, że niestety jeden banknot mu się zgubił, a drugi zaś zniszczył. Bo włożył go do buta, żeby nie zgubić…
Miły Młody Człowiek to nie jest ktoś z kim warto siadać do gry. Najbardziej odradzam tzw. oczko. Ma 17, a on ciągnie dalej. No i pyk – dostaje trójkę. Ma 19, ręka mu nie zadrży, gra dalej i wyciąga dwójkę. Rachunek prawdopodobieństwa się chłopaka nie ima, a przegrana mu nie straszna. Nie straszna, bo smaku jej nie zna. Do ubiegłej niedzieli. Wtedy to po latach upokorzeń mogłem zatriumfować. Rozbiłem drania w Monopolu. Odbieram to jako dobrą wróżbę. Skoro ja mogłem to i reszta Europy może ograć na kasę jednego złamasa.
Nie ukrywam, że spędzając czas z dziećmi, grając w planszówki i oglądając japońskie filmy animowane, myślałem sobie o tym smutnym starszym panu, który w tym czasie siedział w bunkrze gdzieś za Uralem. Bez przyjaciół (bo tacy nie mają przyjaciół), bez doradców (bo wymienił ich na klakierów), bez rodziny, za to nasłuchujący, czy ktoś nie chce przyłożyć chłodnej lufy do jego karku. Jak czekista czekiście.