Śmiecio-rodzice

Tyle się ostatnio mówi o umowach śmieciowych, traktowaniu (czytaj:wyzysku) pracowników, podkręcaniu norm w pracy itp. A kto się wstawi za rodzicami? Kto zauważy, że to grupa społeczna wyzyskiwana najbardziej, najbrutalniej, najbardziej systematycznie?

Przykład pierwszy – Królowa Matka lat trzydzieści parę. Dotąd zdrowa psychicznie i fizycznie. Ostatnimi czasy noc przespaną cięgiem może włożyć na półkę z marzeniami typu odkupić od USA Alaskę, albo polecieć na księżyc z Paulo Coehlo. Mały bandyta, skądinąd  sympatyczny, uśmiechnięty i łapiący za serce, dręczy ją nocami. Domaga się piersi do karmienia, a potem ssie ją godzinami, szczypiąc i drapiąc, żeby biedna kobieta czasem nie usnęła. Raz nawet nasikał na nią, bo przysnęła podczas przewijania. Po takiej nocy przychodzi dzień, kiedy mały dyktator, skądinąd sympatyczny, miły, uśmiechnięty i łapiący za serce, przybiera minę proszę mnie bawić, bo inaczej się rozryczę. Ponieważ nie mamy pod ręką Teatru Balszoj, ani nawet zespołu Mazowsze, a śmiertelnie boimy się jego wrzasku, zabawiamy go jak umiemy. Przez większość dnia ten wesoły obowiązek ciąży na barkach KM, która próbuje godzić go z innymi. Bowiem Ola skądinąd sympatyczna, uśmiechnięta i łapiąca za serce domaga się od mamy dowodów miłości w różnej formie. A to uszycia ubranka dla misia, a to stroju na balik, a to przebrania aniołka na jasełka. Ma to związek z nowym potomkiem i następcą tronu oraz zazdrością, więc KM w przerwach od gryzienia szyje. Ciekawe co by na to powiedziały związki zawodowe. Czy pozbawianie kogoś snu, a także prawa do przerwy w celu opróżnienia pęcherza moczowego, że o jelicie grubym nie wspomnę nie jest czasem mobbingiem do potęgi entej?

Ja to mam lepiej (przypadek numer 2), bo każdego dnia wychodzę na osiem godzin do roboty, gdzie jakieś względne prawa człowieka są zachowane. Na dodatek w drodze do fabryki mam okazję przyjrzeć się słońcu, niebu, ludziom, albo kupić sobie w kiosku batona. KM, żeby to zrobić musi ubierać kogoś przez pół godziny, aby się dowiedzieć, że ten ktoś właśnie zwalił się w gacie, a na dodatek znowu jest głodny. W tej sytuacji nie tylko batona, ale żyć się człowiekowi odechciewa.

Co powiedzą obrońcy praw człowieka na moją kontuzją kręgosłupa, którą zafundowałem sobie biegnąc z Olą na biodrze za uciekającym autobusem? Następnego dnia leżałem na podłodze łazienki 3 godziny w oczekiwaniu, aż środki bólowe zaczną działać. Chodzę na boks od pół roku już prawie, ale największych fizycznych uszkodzeń ciała dostarczyli mi nie osiłkowaci koledzy na ringu, ale własne dzieci. Psychicznych także. Kto mnie zmusza do nauki chemii, żeby go wyciągać za uszy z otchłani niewiedzy. Tej samej chemii, którą udało mi się warunkowo zdać 20 lat temu? Kto mnie zawlókł na „Straszny Dwór” Moniuszki i posadził w pierwszym rzędzie między emerytowanego urzędnika Poczty Polskiej rozmiarów dwóch okienek pocztowych, a byłej primadonny (rozmiar trzech okienek pocztowych i kilkuosobowej kolejki) śpiewającej wszystkie arie razem z artystami? Kto podstępem zwabił do przedszkola i kazał tańczyć? Kto podstępem zwabił do szkoły i kazał śpiewać kolędy? Ja dotąd nigdy takich rzeczy na trzeźwo nie robiłem!

I co z tego będziemy mieć? Sterani, zmęczeni, złamani. Kto wypisze KM rentę za pogryzione cycki? Kto mi ufunduje sanatorium za mój kręgosłup? Kto mi naprawi szkody moralne spowodowane tańcem, śpiewem i Stanisławem Moniuszką? Guzik. Guzik i laurka na dzień ojca. Guzik i kwiatek na dzień matki. A gdy syneczek podgryzak urośnie, to jak się wyraziła KM „skradanie go jej jakaś franca” Ja dodam, że dokładnie tak będzie. Na dodatek owa franca stosując wyrafinowane techniki seksualne namówi go, by święta spędzili w Alpach a nie z rodzicami.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *