Zbliżające się wybory na pewno nam o tym przypomną. Nasz naród jak jeden (rozwiedziony i zrujnowany alimentami) mąż cierpi niewysłowioną biedę. Dowodów tego są tysiące, setki tysięcy. Setki tysięcy ludzi codziennie tłoczy się w korkach, bo nie stać ich na latanie do pracy własnymi samolotami. Inni nędzarze przemierzający miasto autobusami słuchają muzyki na smartfonach, bo nie stać ich na własną orkiestrę. Nawet kameralną. Powiedział mi kolega w tajemnicy, że chciał pojechać na połów dorsza. Ale najbliższy wolny termin był na za miesiąc i to w czwartek. To ssanie w żołądku powoduje, że ludzie zapisują się na te obrzydliwe w smaku ryby i są gotowi miesiąc poczekać, żeby nałowić dorsza i tak odsunąć od siebie klęskę głodu choć na chwilę.
To co się wyrabiało do niedawna na plażach polskich to wiemy. Stada nędzarzy zasłaniających parawanami swą mizerotę. My na parawaning i flądrę na deptaku pozwolić sobie nie mogliśmy. Pojechaliśmy więc klepać biedę na południu Europy, jak wielu innych rodaków. W naszym rejonie na szczęście nie było młodych_mężczyzn_którzy_przyjechali_zaprowadzić_tu_szarijat_lub_ewentualnie_od_razu_wysadzić jak twierdzą prawdziwi_Polacy, nie_jesteśmy_rasistami_ale i inni bądźmy_realistami. Nikogo takiego nie było, nic takiego się nie działo, mogliśmy się więc przez dwa tygodnie cieszyć tym, na co zostaliśmy skazani, a byliśmy skazani na swoją obecność i na all inclusive.
Na początek udało mi się odczarować to całe all inclusive, bo przyznaję podchodziłem do niego z pewną taką (klasyka polskiej retoryki, pamięta ktoś?) nieśmiałością. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. All inclusive w wersji polskiego biura turystycznego to po prostu wczasy, jakie ja pamiętałem z czasów dzieciństwa. Rano śniadanie, w południe obiad, wieczorem kolacja. W ciągu dnia ping-pong, siatkówka i (nowość) zumba z kaowcem, który teraz zwie się animatorem. Bezczelnie kłamie, Oleńka go pytała i nawet małego filmu nigdy w życiu nie zaanimował. Oczywiście są różnice między wczasami, a wakacjami all inclusive. Ładniejsze widoki, cieplejsze morze no i ci obcokrajowcy. W hotelu i poza nim. Są też osławione drinki alkoholowe, które rzekomo można pić do woli. No niby można, ale to jest coś tak jak na imieninach cioci, gdzie wujek obiecał mi także nalewać drinki, ale mojej mamie poprzysiągł jednocześnie, że będą one specjalne. No i są. Pijesz, pijesz, pijesz. Impreza się skończyła, a ty nic. Nie, nie brakowało mi upicia się do podłogi. Tak, widziałem pijanych. Podejrzewam, że po prostu załatwili flaszkę i dolewali pod stołem do drinków.
Jeśli chodzi o ludzi, to w większości byli to nasi rodacy. Zachowywali się dokładnie tak jak na wczasach. Mieszkańcy stolicy, wiadomo. Ślązacy też wiadomo, tworzyli zwartą grupę i gdzie nie usiedli od razu chcieli składać stoły razem. Tawerna czy muzeum. Królowa Matka i ja za największy wrzód na tyłku uznaliśmy jednak dzieci turystów brytyjskich. Małe złośliwe gnojki, których wszędzie było pełno. Hałasowały, dewastowały i dręczyły. Były doskonałym supportem dla Miłego Młodego Człowieka, który postawił zdobyć tytuł UPIERDLIWCA ROKU. Moim zdaniem zdobył go już w samolocie, a potem już tylko potwierdzał swoją mistrzowską klasę i niesamowitą formę. I trzeba przyznać, że utrzymał ją równo przez dwa tygodnie. Był aktywny wieczorami, przez co nie mogliśmy z Królową Matką wychylić na spokojnie wieczornego drinka (bez)alkoholowego, bo ciężko się pije i biega jednocześnie. Był aktywny na basenie, gdzie trzeba go było odławiać, hamować i prosić by choć na chwilę zaprzestał swojej ulubionej zabawy, a było nią wskakiwanie do płytkiej wody na bombę, bombę atomową, która opryskiwała wszystkie okoliczne wieloryby w pełnym makijażu (a nóż się ktoś połasi?). Był aktywny nad morzem, gdzie pracowicie wypełniał kosze na śmieci kamieniami i regularnie spuszczał wodę z pryszniców. Grek pilnujący plaży dostał odcisków na nogach, tak często musiał przychodzić i zabraniać mu tego wszystkiego robić. Swoją drogą przynajmniej wyleczył się z odleżyn na plecach. Właściwie nie było takiego miejsca, w którym Miły Młody Człowiek nie zrobiłby jakiejś trzody. Mapę naszej obecności na pięknej wyspie greckiej znaczyły czarne punkty jego wybryków, wyczynów i skandali. Dlatego trzymaliśmy się z dala od muzeów archeologicznych, sklepów z pamiątkami, monopolowych i właściwie wszystkich miejsc, gdzie coś było droższe niż 50 centów i było tego więcej niż 2. Królowa Matka umierała z zażenowania, ja próbowałem go wychowywać, więc prócz zażenowania dręczyła mnie frustracja wynikająca z nieskuteczności. Miły Młody Człowiek był zaś szczęśliwy jak świnia w błocie i nie zamierzał się niczym stresować. Tym bardziej, że zewsząd i we wszystkich językach spływały na niego słowa poparcia. Jaki miły, śmiała się pani ocierając twarz z wody, gdy MMC skoczył na bombę 30 centymetrów od niej. Jaki sprawny, wolał pan trafiony piłką w głowę. Jaki żywy cieszyła para staruszków, których nogi, laski i balkoniki posłużyły MMC do urządzenia dzikiego slalomu. Nawet brygada antyterrorystów na lotnisku pochwaliła jego refleks, skoczność i szybkość. A także moją, kiedy już udało mi się go wreszcie dopaść, przeskakując przez dziesiątki taśm i walizek, aby powstrzymać przed wskoczeniem do autobusu byle jakiego. Był niespożyty. Także w samolocie. Trzy godziny i czterdzieści pięć minut, które z nim przeżyłem na ciasnej powierzchni, z których ponad 30 minut byliśmy spięci jednym pasem, powinny mi być zaliczone na odpust zupełny za grzechy dotychczasowe i 10 lat awansem. Nie wiem, jak udało mi się je przetrwać. W każdym razie, gdy koła samolotu dotknęły ziemi, Miły Młody Człowiek, ziewnął, mrugnął okiem i zwiotczał. Zmęczył się więc zasnął. Gdy wynosiłem go z kabiny na rękach, obsługa biła mi brawo, dziękując, że własnym ciałem i determinacją nie dopuściłem do wdarcia się MMC do kabiny pilota. A Miły Młody Człowiek spał. Spał gdy wychodziliśmy, spał gdy jechaliśmy autobusem i spał następne 2 godziny, gdy czekaliśmy na nasze walizki. Spał nawet wtedy, gdy Królowa Matka, na co dzień piękna, dobra i spokojna, stanęła na czele rebelii, która chciała zlinczować osoby odpowiedzialne za opóźnienie naszych walizek. Zmęczył się, to spał. Logiczne