Pobudka wstać, siana koniom dać. Ja tu trąbie pół godziny, wy śpicie, skur nie wstajecie.
Każda rodzina, która się nie rozpadła na odpowiednie oddziały więzień dla mężczyzn i kobiet domy poprawcze i izby dziecka ma swojego kaprala. To on odpowiada za integralność grupy. Bierze na siebie niepopularne decyzje. Wymierza kary. Wyznacza kres zabawy. No i niczym Bóg Stworzyciel oddziela noc od dnia dając sygnał do POBUDKI. W naszej rodzinie kapralem jestem ja. Potrafię zepsuć każdą zabawę, przeliczyć na konkretne pieniądze najfajniejszy pomysł na wakacje i udowodnić, że nas na niego nie stać. Wziąłem też na swoje barki odpowiedzialność, że cała rodzina stawi się w komplecie na swoich stanowiskach pracy. Starszą córkę mogę z tej notki wyłączyć. Ona wstaje za wcześnie i wychodzi do szkoły za szybko. Podejrzewam zupełnie poważnie, że robi to po to, żeby ze spokojem poczytać, albo powkuwać Mała Encyklopedię PWN, z którą się nie rozstaje. Jest niewątpliwie ciężko chora, ale my nie potrafimy jej pomóc. Wróćmy więc do reszty. A reszta oczywiście zalega w łóżkach. Niemniej pora wstać.
Oleńkę i jej mamusię różnią stopnie zużycia biologicznego, rozmiary i wzrost, ale gdy ściągnąć z nich kołdrę zachowują się tak samo. Jeśli chcecie zobaczyć, jak się zachowują udajcie się do lasu, albo gdzieś za miasto. Znajdźcie duży kamień. Podnieście go. Zobaczycie robaki, które zaskoczone tym nagłym odsłonięciem i oślepionym słońcem będą uciekać i próbować znaleźć jakiś kąt, żeby się w nim skryć. Tak się właśnie zachowują moje dziewczyny, gdy zabrać im kołdrę. Szukają miejsca, w którym mogą się zawekować, aby spać dalej. Zabierzesz im kołdrę, przykryją się prześcieradłem. Zabierzesz prześcieradło, naciągną na głowę nocną koszulę. Wygonisz z łóżka, położą się na kanapie w salonie. Sprawę utrudnia, że one są dwie, a ja jeden. Stawiasz do pionu jedną, nawiązujesz kontakt, odbierasz uroczystą przysięgę, że się obudziła i będzie ubierać, więc lecisz robić kawę lub mleko. W tym czasie zombiak kładzie się z powrotem. Trzeba więc sposobem. W sumie łatwiej jest Olą, którą już rozgryzłem. Gorzej z jej matką. Lata doświadczeń robią jednak swoje. W każdym razie mój poranek wygląda tak:
– budzę się jakieś 15 minut przed budzikiem. Budzą mnie nerwy, czy dam radę. Jestem jak generał przed bitwą, który w swoim życiu widział zbyt wiele klęsk by spać spokojnie
– idę się umyć i ubrać, bo potem już nie będzie na to szansy. Dziękuję Bogu za darmową siłę roboczą w formie starszego dziecka, które już wyprowadziło psa. Daję bydlęciu jeść, żeby nie łaziło za mną cały poranek
– parzę kawę i przypalam mleko dla Oli, za drugim razem jest prawie do wypicia, więc przelewam je do butelki i studzę
– dzwoni budzik, więc drę mordę, że pora wstawać. Staram się robić to możliwie jak najgłośniej:
– oczywiście zero odzewu. Przystępuję więc do budzenia indywidualnego. Ściągam kołdrę z królowej matki (naciągnie ją na powrót zanim opuszczę sypialnię) po raz pierwszy, a potem idę budzić Olę
– budzę ją uważając, żeby kopniakami nie wybiła mi zębów, albo połamała rąk
– kiedy otwiera oczy i zagarnia rękami powietrze, wiem, że jest na tyle przytomna by odróżnić butelkę od misia, podaję jej mleko
– wypija. W tym czasie idę budzić królową matkę po raz drugi. Zachowuje się jak kibol w tramwaju, którego emerytka grzecznie poprosiła o ustąpienie miejsca. Każe mi iść w ch…olerę. Idę, ale nie w cholerę tylko
– odebrać butelkę mleka od Oleńki. Obiecuję włączyć bajkę pod warunkiem, że zrobi siku i umyje zęby.
– ona idzie do łazienki, a ja lecę po ciuchy. Nie wypuszczam jej z łazienki dopóki nie założy majtek i podkoszulki. Nie wpuszczam na kanapę dopóki nie ubierze spodni lub spódnicy. Nie włączam telewizora, zanim nie naciągnie bluzki. Odpalam telewizor. Punkt dla mnie
– wracam do królowej matki, która śpi w najlepsze, marząc o
Niestety dla niej nie jestem Strasburgierem, szczupłym, przystojnym, całym w bieli i przed Familiadą. Jestem wnerwionym chamem i bydlakiem z czerwonymi łapami od przypalania mleka. Domagam się natychmiastowego wstanięcia. Grożę wszystkimi dostępnymi i zabronionymi technikami operacyjnymi. Kłamię co do aktualnej godziny. Grożę szefem i bezrobociem. Szantażuję, że odbiorę sobie życie, jeśli będę musiał co rano tak robić. Wymachuję miską z wodą.
Wreszcie królowa matka wstaje. Patrzy na mnie z nienawiścią. I ta nienawiść napędza ją na tyle, by wypić kawę i się ubrać. Wychodzimy dramatycznie spóźnieni. Rajstopy ubiera w windzie, czesze w biegu, a twarz maluje w aucie. Co za dzień!