Nabici w Mikołaja

Czy wierzycie w grubego pana z siwą brodą, którego stworzyli specjaliści od marketingu dawno, dawno temu w Ameryce? Czy wierzycie, że równocześnie wdziera się on do milinów domów na całym świecie. Nawet do tych, które nie mają kominów, a ich wejść na strzeżone podwórka chronią kamery, ochroniarze i automatyczne drzwi? Nie? To dlaczego do cholery wciskacie ten bullshit swoim dzieciom?

Ja wiem dlaczego. Bo jestem z natury leniwy i tchórzliwy. Gdybym powiedział mojej młodszej Oli, że Mikołaj to wymysł i już bardzo skarlała idea, a jej obecny kształt wymyślili Amerykanie prawie już sto lat temu, to matka Oli miała by do mnie (mówiąc oględnie) pretensje i mógłbym zostać skarcony. Byłbym też odmieńcem, cudakiem, dziwakiem w oczach rodziny, bliższych i dalszych znajomych. Gdyby moje dziecko podzieliło się prawdą o świętym Mikołaju swoim towarzyszom i towarzyszkom z przedszkolu i na placu zabaw, to oskarżono by mnie o kradnięcie dzieciństwa na dużą skalę i może Tusk zapragnąłby zagrozić mi farmakologicznym wyrwaniem bluźnierczego języka, aby podnieść sobie słupek rtęci popierającej go większości o 3 promile.




Nie odzywam się więc i toleruję wciskanie mojemu dziecku kitu, choć myślę sobie na ten temat to, co myślę. Bo to jest bez sensu. Uczymy naszych potomków, że nie ma żadnych potworów, że świat jest racjonalny i przewidywalny, że telewizja to impulsy elektryczne, a tu ni z byka ni z piernika nabijamy je prosto w brzuch otyłego gościa z obleśną brodą. Z chwilą kiedy mit o dobrotliwym grubasie rozdającym prezenty na lewo i prawo obraca się w pył, nasz rodzicielski autorytet też kolebie się potężnie. Bo skoro stary ojciec kłamał o Mikołaju, to czy miał rację mówiąc, że wrzątek jest gorący, gaz trujący, a czerwone światło oznacza, że trzeba grzecznie stać na chodniku, a nie pchać się prosto pod koła?

Co roku tysiące karpi oddaje życie za tradycję stworzoną przez komunistów, którzy narzucili nam modę na tą prostą w hodowli rybę. Opychając się smażonym karpiem wciskamy naszym dzieciom kit. Nie wiem jak Was, ale mnie to przyprawia o zgagę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *