Z przyczyn rodzinnych, których tu bliżej nie zdradzę, moja mama odwiedziła na nas na jakiś tydzień czy też dwa. Jest oczywiście inaczej niż normalnie, ale całkiem miło i raczej bez starć, po których można by odnotować strat w ludziach. Z wyjątkiem jednego pola, na którym może jeszcze nie rozwinął się jawny konflikt, ale można powiedzieć, że narasta pewien ferment…
Całe swoje dotychczasowe życie, przynajmniej, którego ja byłem świadkiem, moja szanowna rodzicielka była radosnym pultasem, dla którego jedzenie było ważnym elementem życia, a odchudzanie, czyśćcem, który zacznie się od słynnego „jutra”. Tak sobie żyła spokojnie od deseru do deseru przez wiele wiele lat. Nie uprawiała sportów, za to robiła pyszne ciasta i tłuste obiady. Uwielbiałem, jako dorosły człowiek, ją odwiedzać i obżerać się tym wszystkim, przez tę parę dni. Jednak sielanka skończyła się tej wiosny. Mama namówiona prze koleżankę z pracy pojechała na wczasy odchudzające. Nie wiem, co jej tam podali, choć ona twierdzi, że jedynie pyszne gotowane obiady, i nie wiem, jak jej prali mózg. Faktem jest, że mama schudła kilkanaście kilogramów w 3 miesiące. Odżywia się zdrowo, racjonalnie i mało smacznie. Gotowane. Chude. W minimalnych ilościach. Zero cukru. Zero pustych kalorii. Czyli tak, żeby nie zdechnąć, ale żyć życiem suchym i nudnym, choć niesamowicie zdrowym.
Mama i jej dieta mieszkają z nami. Oczywiście do niczego nikogo nie zmuszają te dwie cholerne ekstremistki. Nie zmuszają, ale przykładem świecą. Bez deseru. Bez dokładek. Bez majonezu. Pressingiem grają. A każdy trener piłkarski wie, że na dobry pressing nie ma rady. Człowiek niby udaje, że nie widzi, ale ręce zaczynają drżeć podczas sięgania po dokładkę. Niby nie robi to na nim wrażenia, ale zamyka drzwi od lodówki pod karcącym spojrzeniem, tym samym rezygnując z niezdrowej przekąski. Doszło do tego, że potrafimy, jak byśmy znów mieli po naście lat, zamknąć się z Królową Matką w łazience, aby spałaszować kubełek lodów, albo paczkę delicji. Choć kiedyś chyba po coś innego się zamykało z kobietą w łazience. Nie pamiętam dokładnie;-)
W każdym razie to właśnie w takich chwilach docenia się pracę. Bo daje ona tyle okazji do zachowań niezdrowych i jakże przyjemnych…