Urząd Stanu Niepoważnego

Załatwiając pewne sprawy rodzinne stanąłem przed koniecznością załatwienia skróconego aktu urodzenia. Mojego. Pech chciał, że urodziłem się gdzieś indziej niż mieszkam. Żaden wstyd. To się zdarza nawet w najlepszych domach. Moja mama zasugerowała, że niezbędna będzie podróż. Ja wolałem zadzwonić najpierw do właściwego Urzędu Stanu Cywilnego. Okazało się, że miałem rację. Obiecali, że jak uiszczę opłatę i zwrócę się do nich z prośbą drogą mailową, to wyślą mi odpis aktu urodzenia Pocztą Polską. Tak zrobiłem.

Po niespełna dwóch tygodniach nadeszła koperta, a w niej odpis aktu urodzenia. Niestety nie spodobało mi się ten dokument. Moja mama ma imię Anna. W akcie urodzenia widniało jak byk: ODA. To mi się wydało dziwne. Postanowiłem rzecz wyjaśnić, bo albo to nie mój akt urodzenia, nie mój USC, a może nie moja matka… Trzeba było się dowiedzieć, o co chodzi. Pomyślałem sobie, że gdyby przed przysłowiową wojną państwowy urzędnik pierdyknął się w tak ważnym dokumencie tak haniebnie, to chyba pozostałoby mu tylko wyciągnięcie z szuflady rewolweru i palnięcie sobie w łeb. Dzwonię. Za trzecim razem udało się. Opowiadam swój problem. I słyszę:

– Aaa. Oda zamiast Anna? To pewnie jak program brał z bazy to uciął końcówkę.

– Szanowny panie – zaprotestowałem – Jak odcięło końcówkę? Jak odcięło końcówkę, skoro tam pojawiło się D, a w imieniu mojej mamy żadnego D nie ma!

Nie uzyskałem wiążącej odpowiedzi na to pytanie. Za to otrzymałem obietnicę, że prawidłowy odpis aktu urodzenia trafi do mnie już wkrótce. A teraz zagadka. Ile razy w tej rozmowie padło słowo „przepraszam”?




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *