Jak czytałem Dylematy taty

A to było tak. Napisała do mnie pani z wydawnictwa Wiedza Powszechna i zaproponowała recenzję książki o mało intrygującym tytule „Dylematy Taty. Subiektywny poradnik rodzica.” Od razu zastrzegłem lojalnie, że jeśli książka okaże się równie słaba co tytuł, to przejadę się po niej bez trzymanki. Niestety pani to nie zraziło. Stwierdziła, że jednak wyśle. No to nie pozostało mi nic innego jak zacząć ostrzyć kozik. Trochę ostrzyłem, a trochę sprawę olałem. Ale książke przyszła, a kobyłka u płota…

Książka leżała grzecznie na biurku, a ja pomyślałem, że to jednak absurd. Wysyłać książkę o jedny tacie autorze do drugiego, to jak prosić, żeby Ronaldo powiedział coś obiektywnego o Messim, a wyrażając się bliżej prawdy, żeby zrobił to napastnik Concordii Knurów o napastniku Jaguara Kokoszki (nazwy drużyn z 4. ligii autentyczne). Nie jest to niemożliwe, ale trudne. No bo wpieprza mi się taki jeden do niszy ekologicznej. Pisze o tym samym co ja. Wydali mu książkę. Jak tu go lubić, jak tu dostrzec jego zalety? Jak tu wspiąć się na wyżyny życzliwości? Instynkt podpowiada, żeby pogonić przybłędę z mojego podwórka. Tym bardziej, że koleś sam wystawia dupę na strzał pisząc na przykład podtytuł takiej treści:”Jazda samochodem może być prawdziwą udręką. Czasem masz ochotę zatrzymać samochód na poboczu drogi ekspresowej i zaszyć się w pobliskim lesie, aby zostać pustelnikiem.” Za długie, nudne, przewidywalne, i jeszcze traktujące czytelnikia jak durnia, któremu wszystko trzeba tłumaczyć z pomocą łopaty. 

Miałem więc gotowy pieniek, zaostrzony topór i kiedy raźno podnosiłem go, aby dokonać dekapitacji, Królowa Matka złapała mnie za rękę i kazała się zastanowić, zadając proste pytanie „Przeczytałeś całość?”

Niczego tak na świecie nie lubię jak musieć zgodzić się z KM. Ale spróbowałbym nie. Więc wróciłem do książki. Tym razem bez uprzedzeń. Przyznaję lojalnie, całej nie przeczytałem (proszono mnie o szybkość), ale dostatecznie dużo, żeby stwierdzić:

– facet pisze sprawnie i potoczyście czyli +

– niestety jednocześnie zbyt swoim pisaniem się upaja. Kiwa się dla kiwania, a to prowadzi go do tłumaczenia żartów, dopowiadania point, co jest niewątpliwie na 

– z palca sobie tego nie wyssał, widać, że doświadczył wszystkiego na własnej skórze, znów +

– wydaje mu się, że Amerykę odkrywa, ale to nie jest prawda, ja tam byłem wcześniej i kilka miliardów ojców też. To znów –

I tak by można dłużej. Są plusy i są minusy. Jednym plusy przysłonią minusy, drugim odwrotnie. Ja oceniam na takie se, nienajgorsze. Ale pamiętajcie, ja obiektywny nie jestem. Sprawdzcie sami.

okladka_Dylematy_taty4 


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *