Nie wiem, jak wy, ale my mamy chwilowo dość. Nie ucieszyliśmy się zbytnio ze zdjęcia tego kretyńskiego zakazu wstępu do lasu, bo go nigdy nie przestrzegaliśmy. Zaletą pokolenia stanu wojennego jest luźny stosunek do głupich zakazów władzy. Jeździliśmy, graliśmy w piłkę, chodziliśmy po lesie. Ba. Nawet byłem raz na rybach.
Niemniej dopieka nam wszystkim ta przeciągająca się sytuacja oblężenia i przymusowego zamknięcia. Zadałem więc wczoraj pytanie naszym domownikom, co Was denerwuje:
Królową Matkę denerwuje fakt, że musi chodzić do pracy, podczas gdy inni siedzą w domach ze swoimi dziećmi. Mnie, przeciwnie – denerwuje to, że muszę pracować z domu i głęboko zazdroszczę tym nielicznym szczęśliwcom, którzy mogą normalnie chodzić na szychtę.
Oleńka ma dość lekcji. Liczba zadań jaką ją pokrywają jest doprawdy imponująca. Szkoła zawsze miała tendencje do bycia instytucją absurdalną, a teraz jest mistrzem świata w tym. Każdy nauczyciel prześciga się z innymi w mnożeniu zadań. Mam wrażenie, graniczące z pewnością, że nikt tego nie koordynuje. No więc jako pokolenie stanu wojennego w ubiegłym tygodniu zacząłem część zadań odrabiać za Oleńkę. Dzięki temu jej zaległości zmniejszyły się z dwóch tygodni do tygodnia. Ktoś spyta czy to jest rozsądne? Tak. A co z tą wiedzą, która ją ominie? Gówno. Budowa korzenia i jego podział na sekcje nie jest do życia niezbędnie potrzebna. Na przykład.
Miły Młody Człowiek tęskni za przedszkolem i piłkarskimi treningami.
Do godziny 17 walczymy każdy na swoim froncie. Królowa Matka w przychodniach albo na dyżurach (więc jej dzień pracy czasem ma i 30 godzin), Oleńka przy biurku, ja przy biurku numer dwa. Miły Młody Człowiek snujący się między nami wszystkimi. Dzień jak co dzień w wielu polskich domach.
Potem święto. Jedziemy do lasu. Gramy, ganiamy, gadamy. Podczas powrotu słuchamy muzyki.
Kto powiedział, że musimy się wszyscy wprowadzać w pozytywne nastroje za pomocą filmów i muzyki? Dlaczego? Może w tych bolesnych, niewygodnych czasach lepiej sprawdzają się trochę smutniejsze klimaty? „Oblężenie, to długie oblężenie, zamienia miasto w więzienie…” śpiewał Kazik Staszewski. Słuchamy sobie więc Kazika, który… śpiewa Toma Waitsa. Wspaniale to robi, dzieciom się podoba. Kolejny dowód, że dobra poezja rozumie się przez skórę, przez całe ciało. Nawet sześciolatka. Tom Waits ustami Kazika myje nasze dusze, swymi ciężkimi tekstami. To antybiotyk na nasze chore ze smutku serca.
Informuję, że w dalszym ciągu sprzedaję swoją książkę. W formie bezpiecznej, ebookowej, wolnej od wszelakich wirusów. Zamawiajcie więc Koszerną metodę wychowawczą!