(przerzucając książkę)
Wszakże lubisz książki świeckie?…
Ach, te to, książki zbójeckie!
(ciska książkę)
Ciska książkę bohater „Dziadów” Mickiewicza i słusznie. Bo na świecie pełno jest książek zbójeckich…
Sam czytam nałogowo i choć nic dobrego w życiu mnie przez to nie spotkało, to zarazą tą zainfekowałem moje dzieci. Mickiewicz powiedziałby „Dziatki”, ale w końcu kto by tam słuchał białoruskiego poety, z żydowską krwią, który poemat pisany po polsku zaczynał od słów „Litwo, ojczyzno moja”. Toż jakiś pomyleniec i postmodernistyczny, kulturowy mieszaniec, żeby nie powiedzieć kundel. W każdym razie dzieci moje też nic dobrego z tego czytania nie mają.
Starsza czyta nałogowo, za to nie ma konta na Facebooku i tym samym stała się gatunkiem ginącym, jak mówcy języka serbołużyckiego. Koleżanki niby widzą, że żyje, bo je, oddycha, unika lekcji WF-u, ale z drugiej strony skoro nie ma konta ani na FB ani na NK to jest dziwakiem, albo po prostu zombiakiem, który nie posiadł skillsa brylowania w social mediach. W związku z tym w każdej chwili spodziewam się wozów transmisyjnych National Geographic i Planette + oraz dziennikarzy pytających mnie, jak się czuję jako ojciec przedFacebookowego dinozaura. Czekając na ten moment założyłem sobie przezornie konto na FB i jeszcze 3 fanpejdże, na jeden z nich serdecznie zapraszam.
Młodszej książki odebrały nie tylko rozum. Nie tylko rozum. Niewiele brakowało, żeby odebrały jej też życie. W ramach pewnej serii kupiliśmy książkę o bezpieczeństwie (tytułu nie podam, żeby ocalić wasze dzieci od niebezpieczeństwa, o którym za chwilę). Piętnuje ona wiele niezgodnych z zasadami bezpiecznego życia zachowania. Piętnuje ukazując je na obrazkach, które Oleńka chłonęła z chorobliwą fascynacją. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Wkrótce nastąpiła seria prób samobójczych w formie:
– zakładania sobie worka na głowę
– grzebania w kontakcie
– ucinania kończyny dolnej z pomocą nożyczek
– wkładania głowy do piekarnika
… i parę jeszcze innych, które mam zamiar omówić z autorem książki. Chcę się z nim spotkać na mieście, jak tylko przeczytam parę lektur o ulubionych torturach hiszpańskiej inkwizycji, aby mu odpowiednio wyłożyć mój punkt widzenia na dziecięcą psychologię.
Szczęśliwie w ramach wiosny natura wygrała z książkami. Oleńka ostatnio z wielką pasją zbiera zdechłe robaki. I to jest spoko. Zdechłe robaki na pewno nie namieszają jej w głowie. Na dodatek jest ze swojego hobby bardzo dumna i zbiera od otoczenia dowody uznania. Ostatnio zachwyciła panią animatorkę podczas jednej imprez dla dzieci. Rysowali sobie wszyscy w najlepsze, gdy Oleńka wypaliła:
– A ja zbieram zdechłe robaki i biedronki!
– Tak? – zdziwiła się uprzejmie pani od animacji i zaraz dodała motywująco – To bardzo fajnie. Bardzo fajnie, Oleńko.
– Niech pani zobaczy – Oleńka podsunęła wysuszone korpusy biedronek pod nos pani animatorki.
– Ooo, tttty mmmmasz zzzze sssssobą – powiedziała dzielnie animatorka.
Najpierw zaczęły jej drgać usta, ale nadal trzymała się całkiem dobrze. I dopiero gdy Oleńka zaczęła się od niej stanowczo domagać dotknięcia i zobaczenia, że zachowały się wszystkie nogi biedronki, animatorka uciekła do łazienki.
Miękka buła! Na pewno całe dzieciństwo czytała książki zamiast zbierać robaki.