Jaka jest różnica między weekendem normalny a długim? Podobna jak między demokracja a demokracją ludową, krzesłem a krzesłem elektrycznym. Po prostu czai się w nim śmiertelne nie-bez-pie-czeń-stwo.
W zwykły weekend człowiek wie co ma i co robić. W piątek upijamy się z radości, że mamy tydzień za sobą (piwo, wino, wódka, a może coś mocniejszego?, że powtórzę się za Świetlickim). Rano opędzamy się od dzieciaków, które nie dają nam spać. To taka gra, my je budzimy do szkoły i przedszkola w dni powszednie, one nie dają nam spać w weekendy. Sprawa przypomina przepychankę między NATO i Układem Warszawskim. Wszyscy wiedzą, że totalna wojna pociągnęła zbyt wiele ofiar, ale codzienne złośliwości są jak najbardziej na miejscu.
Sobotni poranek opędzamy się więc od kaca i dzieci. Potem jedząc śniadanie opędzamy się od myśli, że trzeba posprzątać i zrobić zakupy. Wreszcie przyjmujemy plan – szybko sprzątamy i robimy błyskawiczne zakupy, żeby wieczorem zrobić razem coś fajnego, a niedzielę mieć całą na zabawę z dziećmi i krótki wypad rozrywkowy (może do parku, może do kina, a może coś fajniejszego?). Efekt jest połowiczny. To znaczy do nocy udaje się nam jedynie posprzątać. No prawie. Zakupy robimy w niedzielę. W znienawidzonym centrum handlowym, bo tam mają otwarte długo. Niestety małe sklepy i rynek ze straganami z uporem maniaka nie chcą pracować dłużej. Zakupy w niedzielę na pewno nie cieszą ani naszych mam, ani księdza prymasa. Przepraszamy, wasze ekscelencje. Wiemy, że za Waszych czasów człowiek miał czas wyprowadzić krowy, wydoić je, pójść do kościoła, a wracając zrobić zakupy. Na dodatek kończył to wszystko o 6:30 i miał resztę dnia na pracę, modlitwę i wspominanie drugiej wojny światowej. My już tak nie potrafimy.
Niedziela popołudniu upływa nam więc na zakupach. I w ten sposób z weekendu zostają nam 2 godziny – między 20-tą a 22-gą. Zastanawiamy się wtedy, co z robić z tym darowanym nam czasem. Możnaby poprasować, ale dochodzimy do wniosku, że kij z prasowaniem i że w nadchodzącym tygodniu będziemy kontrkulturowi czyli wymięci. Ściągamy film, ściągamy ubrania i w piżamach oglądamy coś, co dostało Oskara dwa lata temu. Dochodzimy do wniosku, że absolutnie niesłusznie im tego Oskara dali, a my straciliśmy dokładnie cały weekend.
Tak. Normalny weekend jest oswojony i przewidywalny w swej beznadziejności. Z długim wyglada inaczej. Człowiek ma więcej czasu do zmarnowania. Obiecuje sobie dużo. Za dużo. Że przeczyta, że zobaczy, że naprawi, że odwiedzi, że się z rodziną zintegruje. Dmuchanie balona porównywalne z wyjazdem polskiej reprezentacji piłki nożnej na dużą imprezę. To się może dobrze skończyć, ale o tym w następnym odcinku…