Noc żywych trupów

Powiadają, że sen bratem śmierci. Może dlatego z takim obrzydzeniem udają się moje dzieci w ramiona Morfeusza. Może stąd w ogóle imię tego całego Morfeusza, że niby bez zastrzyku morfiny to tak po prostu ich nie uśpisz. Mimo wszystko próbujemy. Ja próbuję głównie, bo Królowa Matka to raczej się do usypiania nie nadaje. Dlaczego? Bo zawsze ją te małe małpy ogłupią i przekręcą. Na dowód podaję przykład. Wychodzę na boks na 21. Kąpię dzieci, robię Miłemu Młodemu Człowiekowi mleko, czytam Oli bajkę. Zadaniem KM jest dokończenie sprawy. Wracam o 23. Właśnie kończą smażyć naleśniki. W domu wygląda jakby Ziobro już wygrał wybory i nasłał na mój dom CBA, co by przetrząsnął naszą siedzibę, pochwycił mnie we własnej osobie i zdemaskowawszy moją tożsamość ogłosił, że już nigdy nikt przez tego pana (wwwirgiliusza) ośmieszony nie będzie.

No więc na Królową Matkę liczyć nie można, co nie znaczy, żebym sam miał jakieś wspaniałe wyniki w tej dziedzinie. Przeciwnie. Bardziej się borykam niż skutecznie usypiam. Owszem, staram się być konsekwentny. Tak, mam parę sztuczek. Wszystkie działają. Albo nie. Zależnie od dnia.

Po pierwsze staram się przestrzegać stałych godzin kładzenia młodocianych spać. Najlepiej przed wiadomościami na wybranym kanale telewizyjnym Efekt? Fantastyczny. O określonej godzinie są już wykąpani, przebrani w piżamy i w stu procentach gotowi do zabawy, harców, śpiewania, grania oraz penetrowania regału z zabawkami. Trzeba ich więc tropić, łapać i zaganiać do kojców, klatek i tym podobnych miejsc im przeznaczonych. Królowa Matka mówi w takich sytuacjach zazwyczaj mniej więcej tak: „Daj spokój, zmęczą się, to się sami położą”. Jest to oczywiście nieprawda. Będą buszować aż do kresu naszej cierpliwości. Co innego, gdyby byli w gościach. Tam około godziny dwudziestej zaczną się słaniać, pokładać, pytać, kiedy pójdziemy do domu. Będą się domagać kąpieli, czystej piżamy i kąta do spania.

No więc walczę, kombinuję. Oleńce czytam, potem zgodnie z prośbą otulam (tatusiu otulisz mnie?), ucałowuję (tatusiu ucałujesz mnie na dobranoc?), podprowadzam KM (tatusiu powiesz, żeby mama mnie ucałowała?), przynoszę wodę (tatusiu chce mi się pić), mierzę gorączkę, (tatusiu źle się czuję), a potem kiedy lista chwytów się Oleńce wyczerpuje i zaczyna przechodzić do pytań ostatecznych, to jest: po co żyjemy, czemu się urodziliśmy, to wtedy tracę cierpliwość. W ostrych słowach sugeruję, że koniec cyrków, że pora spać i że zaraz zastosuje wszystkie dostępne mi kary. Oleńka zazwyczaj się na to obraża, łzy roni i kilkanaście sekund później już śpi. Zastanawiam się od dawna, czy całej sprawy nie przyspieszyć opieprzając ją od razu na starcie, ale KM nie zgadza się na takie drogi na skróty i upiera, aby utrata cierpliwości i idący za nią opieprz były naturalne, płynące z głębi serca i spontaniczne. Po takiej akcji zazwyczaj przeciętny rodzic nadaje się do długiego weekendu w psychiatryku, ale nie ma co się nad sobą rozczulać. Bo oto jest do uśpienia jeszcze Miły Młody Człowiek, a to bardziej wymagający zawodnik. Nie ma sensu zostawiać go w łóżku samego dopóki nie zaśnie, bo jak zombiak będzie wyłaził i ganiał po hacjendzie z obłędem w oczach i misiem pod pachą. I na niego znalazłem sposób. Kładę się z nim i nie, o nie!, wcale nie czytam książki, bo by mi wyrywał. Mam coś lepszego. Oglądamy sobie filmy. Zauważyłem bowiem, że MMC jest kompletnie nieodporny na kino moralnego niepokoju. Kilkanaście minut zebrań egzekutywy w wykonaniu spoconych facetów w śmiesznych koszulach wg Kieślowskiego, ze dwa dialogi Mai Komorowskiej z jakimś Zapasiewiczem, Olbrychskim, Nowickim czy innym Bardinim i Miły Młody Człowiek jest pozamiatany. Oczywiście próbuje walczyć, wkłada sobie palce do oczu, grzebie w uchu, rozdrapuje pępek, ale na Zanussiego nie ma rady. Zanussi jest dla dzieci zabójczy. No chyba, że się gdzieś trafi fragment Kilara, co niestety przy dziełach Zanussiego i Kieślowskiego zdarza się dość często. Gdy MMC Kilara usłyszy, zaraz się zrywa i tańcuje, bo okropnie na muzykę wrażliwy jest. I wtedy trzeba mu jeszcze jedną dawkę trucizny, co nudą usypia, dostarczyć.

A kiedy skończę, to zawsze okazuje się, że już właściwie jest po dniu, że pora się kłaść. Że mi resztki tego dnia ukradli. Mój ojciec wyznał mi kiedyś, że po kilku godzinach usypiania, gdy już opowiedział Małgorzacie całą mitologię grecką, baśnie tysiąca i jednej nocy oraz w akcie desperacji i rozpaczy wszystkie znane mu (a był to osobnik oczytany i nie tylko ze starą maturą, ale jeszcze nawet z przedwojennymi nauczycielami) dramaty Szekspira, poczuł powoli tracić cierpliwość, więc w możliwe najspokojniejszy sposób zaproponował wnuczce, żeby może, choć na chwilę zamknęła oczy… Ta spojrzała na niego, jakby przyznał, że służył w Wermachcie (na szczęście ojciec urodził się w roku 1946, a wtedy Wermacht był raczej w odwrocie) i powiedziała:

– Jak to zamknąć oczy dziadku. Nie rozumiesz, że ja wtedy zasnę?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *