Little big brother

Nie wytrzymam. Pernamentna inwigilacja. Obserwują, podglądają, się gapią. Nie ma chwili spokoju. Wszędzie człowieka dopadną. W sklepie, na ulicy, w kuchni. Nawet w wychodku. Kto? Dzieci. Twoje własne dzieci. Sprawiają, że czujesz się jak małpa w zoo, jak afrykańskie zwierzęta w programach z BBC, którego widzami są dzieci. Jakże wnikliwi obserwatorzy i bezwstydni podglądacze. I, co najgorsze, ohydni przedrzeźniacze. Nie wystarczy im patrzeć i rejestrować jak Martyna, włazić ci wszędzie z butami lub gołymi stopami jak Wojtek. Nie, oni musza jeszcze naśladować. Wynaturzając oczywiście. W krzywym zwierciadle ukazując. Krzywym, ale powiedzmy sobie szczerze, boleśnie prawdziwym.

Nie słuchasz disco polo? To dlaczego dziecię twe śpiewa „ona tańczy dla mnie” i to wszystkie zwrotki? W autobusie usłyszało? Ono nie jeździ na autobusami. Na weselu? Na weselu nie mogło usłyszeć, bo poszło spać o godzinie dwudziestej pierwszej, gdy był jeszcze czas grzecznych songów i ludzie wciąż nie przestali udawać kulturalnych. Jeszcze nie skandowali chórem tytułów piosenek, których rzekomo nikt nie słucha, ale których wszyscy domagają się od weselnych didżejów po drugiej skrzynce alkoholu.

Nie obgadujesz koleżanek? Do dlaczego maluch przykłada telefon do ucha i mówi: „Halo? Tak, nie przejmuj się tą zimną suką, ona już taka jest. A widziałaś co Asia miała wczoraj na sobie?”

Wcale nie lubisz sobie dać w szyję w piątek wieczór? Ty w ogóle nie pijesz alkoholu? To dlaczego, twoje dzieci bawią się w pana, który leży w łóżku, boli go głowa, a mama podaje mu sok pomidorowy? No dlaczego? Nawiasem mówiąc chłopie, odstaw ten głupi sok i napij się wody po kiszonych ogórkach, domowych oczywiście. Nie ma lepszego sposobu na kaca. Po prostu nie ma.

Oto Oleńka w markecie budowlanym. W wózku-aucie. Jedzie śliczna, uśmiechnięta, z warkoczykami i całym swoim urokiem 3-latka. Oto pan z obsługi z w roboczym kombinezonie, który przystanął na chwilę, bo go ten widok rozrzewnienił. I oto Ojciec Wwwirgiliusz przypadkowo nie wyrabia na zakręcie i wózek zatrzymuje się na palecie z cementem. Uderzenie jest lekkie i niegroźne. Ale i Oleńka toczy złym wzrokiem po markecie budowlanym. Zwija rączkę w pięść. Wali w kierownicę kilkakrotnie z dobitnie wykrzyczanymi słowami:
Nosz kurwa mać! Jak jeździsz, debilu?

Oh la la!  – skomentował po francusku pan w kombinezonie.

Oh la la!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *