Kto się przezywa…

Nasz dom przydomkami stoi. Każdy, kto przebywa w nim dłużej niż kilka dni, albo jakoś znajduje się w orbicie naszej rodziny zyskuje imię drugie i trzecie, a nawet czwarte i piąte. Indiańskim zwyczajem wiążą się one często z jakimś wydarzeniem, wyglądem czy naturą delikwenta. I tak Diuk jest z racji swojej umysłowości wabiony jest słowami: Kretino, Ryjek (bo wygląda jak Muminkowy Ryjek, gdy rozstawi uszy na boki) lub też Pafnucek , gdyż śpiąc przyjmuje różne pozy – i to nie tylko człowieka sukcesu. Kto nie rozumie o co chodzi z Pafnuckiem, niechaj obejrzy sobie film o Pafnucku i Kalasantym. Mamy w rodzinie też Ponurego Henryka, którego stosunku do świata i usposobienia tłumaczyć chyba nie muszę?
Oleńka, która (miałem nie opowiadać więc nie wygadajcie) podczas wycieczki dla przedszkolaków, rodzeństw i rodziców była uprzejma zatkać odpływ w toalecie PKP zyskała przydomek czopika. Bardzo go nie lubiła więc po trzecim zrzuceniem telefonu matki ze stołu zacząłem ją nazywać dropikiem (drop – ang rzucać, wrzucać). Miły Młody Człowiek lubi zasypiać z przytulanką Pysiaczkiem, więc nie trudno się domyślić jak się do niego zwracam w chwilach gdy chcę go wkurzyć.

I tak dalej i tak dalej. Niemal każdy tydzień to jakaś zmiana w przydomkach, choć są też takie, które stosujemy lata.
Małgorzata co jakiś czas odgraża się, że ufunduje nam jakąś stosownie okazałą kłódkę, którą przyczepi do mostu z podpisami naszych przydomków:
Bejcuch i Parówa.
A jak Wy się naprawdę nazywacie?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *