Szanowny Panie Prezydencie,
zwracam się do Pana, ponieważ zauważyłem, że ma Pan pewien problem. Los ustawił w Pana w bardzo specyficznej sytuacji. I ja, jako (nominalna głowa rodziny) Pana doskonale rozumiem. Porozmawiajmy szczerze. Porozmawiajmy jak głowa z głową, z których każda ma swoją szyję. Szyja ma to do siebie, że kręci głową. Szyja ma to do siebie, że kręci głową oraz to, że się kończy plecami. A za plecami kryje się często prawda. Moja jest dość prosta. Ja jestem głową rodziny, a w tej rodzinie jest Królowa Matka. Ona jest zwyczajnym, prostym dyrektorem, a ja jestem dyrektorem wykonawczym. I jednocześnie z racji tradycyjnych wartości rządzących tych krajem mam do wykonania pewne obowiązki wynikające z faktu pełnienia roli głowy rodziny. Należy do nich nalewania wina do kieliszków gościom, otwieranie drzwi listonoszowi, gdy Królowa Matka jest w gaciach, a ja także jestem w gaciach. Należy do nich odczytywanie pism urzędowych. Należy do nich robienie czegoś (zrób coś) w razie pilnych awarii. Jest tego więcej, ale nie ma co zanudzać. Podejrzewam, że też by pan mógł przedstawić długą listę swoich formalnych obowiązków. Podpisywanie, odbieranie przysiąg, wręczanie medali czołemżołnierzowanie itp.. To Panu idzie świetnie. Gorzej z czym innym. Jako osobnik, który nie o wszystkim może decydować sam, a jednocześnie z racji roli narzuconej przez tradycję musi Pan stawać w rozkroku pomiędzy tym, co Pan może, a tym co Pan niby, że może. To u odbiorców wywołuje dysonans poznawczy i grozi, że się wyrażę dosadnie, zrobieniem z siebie pajaca. O tym jak przetrwać w takiej sytuacji i nie wyjść na pajaca musi wiedzieć każdy ojciec rodziny. No może niemal każdy. Niektórzy nie mają żadnych szans i na rolę pajaca są skazani. Bo jeśli żona do męża mówi publicznie: zobacz co narobiłeś błaźnie, pakuj się i do domu!, to tutaj już za wiele się zrobić nie da. Pozostali jednak są w podobnej sytuacji: i Pan i ja i wielu innych głów rodzin. Formalnie głowa, nieformalnie uczestnik trudnej gry politycznej, w której jest wiele skomplikowanych układów, układzików i zależności. Jak sobie z tym dysonansem poradzić? No nie jest łatwo, ale wydaje mi się, że parę rzeczy od Pana więcej wiem i z życzliwości się podzielę. Mam za sobą więcej kadencji od Pana, to i wiedza większa. Proszę swobodnie z moich rad korzystać:
Po pierwsze: Nie ma się co szarpać w sprawach przegranych. To jest jak bójka z bandą większych i starszych. Im bardziej się szarpiesz, tym bardziej boli i bardziej śmiesznie wygląda. Żabę łyka się dostojnie, z poważną miną i bez grymaszenia. Zresztą tu jest Pan niekwestionowanym mistrzem. I niejeden mógłby się od Pana uczyć.
Po drugie: Zanim się obieca trzeba sto razy pomyśleć, czy tamci pozwolą nam to zrobić. Dziennikarze to hieny. Gorsze są od nich tylko dzieci.Wiem, że potrafią człowieka docisnąć, ale naprawdę im mniej konkretów tym dla wszystkich będzie lepiej. Postaram się. O ile warunki pozwolą. Przyjrzę się tej sprawie osobiście. O wiele łatwiej potem będzie wywiązywać się z obietnic, jeśli się ich właściwie nie złożyło.
Po trzecie: Hołd à la pruski. Dla Pana prestiżu dobrze by było, aby siła(y), które za Panem stoją raz na jakiś czas wykonały jakiś gest. Oczywiście pusty, ale właśnie nie bez znaczenia. Mistrzami takich zagrań były rodziny górnicze. To nic, że żona mogła mężowi zabierać całą pensję, ale jak wchodził do domu, to mu nogi myła. Nie. Jasne, że nie namawiam Pana, aby ktoś Panu publicznie nogi mył, zresztą po tym co zrobił Franciszek z Syryjczykami, to wiadomo. U antyislamistów miałby Pan przerypane. Jednak coś drobnego, by się przydało. Królowa Matka potrafi czasem zakrzyknąć – uspokójcie się, wasz ojciec jest zmęczony. Albo ni stąd ni zowąd nałożyć na talerz mi, jako pierwszemu po Bogu w tym domu, największego kotleta. Proszę, niech Pan coś podobnego wymyśli ze swoim zapleczem politycznym. Może wypowiedź typu: Nie zawsze się zgadzam z tempem podpisywania, ale w końcu to on jest prezydentem i nawet ja muszę to uszanować.
Po czwarte: Nie przejmować się. Inne głowy rodzin lub państw mogą z Pana szydzić. Na szczytach, na rautach, na zjazdach wszędzie tam może Pan napotykać się na uśmieszki i docinki. Proszę sobie tym nie zawracać głowy. Czujne oko i dobrze nastawione ucho wcześniej czy później wychwyci, że inne głowy rodzin lub państw też nie mają lekko. Nie mamy lekko. Bo fotele bywają twarde, a żyrandole okrutne.
Po piątek: Warto znaleźć sobie jakąś niszę. Nie mam tu na myśli nart. Narty są super. Sam lubię sobie wyskoczyć w góry. To hobby. Mi chodzi o niszę, która jednak jakoś pomoże nas lepiej umocować w naszej roli. Może jakiś instytut, nagroda, medal. Ja się na przykład wyspecjalizowałem w prasowaniu twierdząc, że to sztuka typowa dla żonatych mężczyzn, kontaktach z bankiem oraz urzędem skarbowym i dostojnym czytaniu dzieciom na dobranoc. Było nie było, to są jakieś konkretne atuty. Niech Pan poszuka czegoś podobnego.
Po piąte: Nigdy, przenigdy nie warto publicznie nie skarżyć się na swoje zaplecze. To nieeleganckie. To głupie. To niebezpieczne. Bo skoro stoi się twarzą do kamery, to wiadomo czym się stoi do zaplecza. I wiadomo co może ucierpieć. Duda. Andrzej Duda.