Fala trzecia, druga, czy też wciąż pierwsza… W każdym razie znów siedzimy w areszcie domowym. Jedyna różnica, że teraz możemy do lasu pojechać bez tego dreszczyku emocji, że jak się trafi patrol wyjątkowo władzowierny, to mogą jego członkowie (he he) nas pokryć mandatami o wartości auta, które chowa się w krzaczkach. Nie żeby było takie tanie. To spacery na wiosnę mogły się okazać drogie. Apropos spacerów. „Taksówkarz z miną złą warknął, spacery są darmowe”. Wiecie skąd to?
Nasza pandemia ma dwa kamienie milowe. Dwie płyty. Wiosną, gdy jeździliśmy łapać słońce i wolność w lesie, towarzyszył nam Kazik Staszewski i jego płyta „Piosenki Toma Waitsa”. Ponure to bardzo było. O śmierci, przemijaniu, gniciu za życia. Zresztą posłuchajcie sami choć jednej z ulubionych piosenek Miłego Młodego Człowieka:
Płyty tej słuchaliśmy przez jakieś dwa miesiące dwa razy dziennie. Jadąc i wracając. Każdy miał prawo wybrać jedną piosenkę w jednej kolejce. Każdy miał swoich faworytów. To były okazje do rozmów, analizowania tekstów. Smakowania. „Rozpacz płynie rzeką poprzez świat”. Czy można wyobrazić sobie coś bardziej trafnego na określenie naszych czasów? Jak widzicie nie leczyliśmy smutków piosenkami wesołymi. Przeciwnie. Nurzaliśmy się w bólu istnienia. I to chyba było dobre.
A kiedy jesień nas znów zamknęła w domu i znów po zdalnej szkole, zdalnej pracy i zdalnym życiu wymykamy się na spacer w egipskich ciemnościach to jest z nami inny wielki mistrz słowa i piosenki niekoniecznie optymistycznej. Jest z nami Pablopavo i jego „Telehon”, który dużo śpiewa o ludziach, którym niekoniecznie wyszło choć niekoniecznie na to zasłużyli. Albo o słowach:
Znowu jest z nami smęcenie, śmierć, odrzucenie, samotność. Bo przecież o tym jest zaraza. Bez sensu, że my ludzie uważamy, że każdy smutek można zabić pozytywnymi myślami. Strach, żałoba, samotność… Te lekcje też moim zdaniem trzeba odrobić. Może muszę pomyśleć o jakiejś drugiej części „Koszernej metody wychowawczej”. Smutniejszej i bardziej pesymistycznej. Tymczasem wciąż możecie kupować tę tutaj:
Jeśli oczywiście macie nastrój. Ja tymczasem biorę kurs na Singapur. A jak się to wszystko skończy znów odwiedzę Warszawę: