Ola całe dnie bawi się w przedszkole. To chyba nie znaczy nic złego, ot mechanizm który opisał już mistrz Steinbeck. Stwierdził on, że drwale w lesie mówią o burdelu, a w burdelu o lesie. Czytelnicy bez nowej matury bez trudu ustalą sobie co w tej metaforze jest lasem, co burdelem, a co przedszkolakiem.
No więc w przedszkole nasze bawimy się. Ja chętnie się temu przyglądam, bo to przecież można się sporo dowiedzieć, a też samo przedszkole jest niezłą parabolą życia całego, co już zauważył ten pan:
To oczywiście była tylko figura stylistyczna, aby dopieprzyć reżimowi, który już przestał rozstrzeliwać za złe poglądy, a „tylko” zamykał do więzienia. Niemniej ciekawa i za serce chwytająca.
Z Oli zabaw w przedszkole nie wynika aby po pupach po puchach bił ich ktokolwiek. Te czasy najwyraźniej bezpowrotnie minęły. Choć ja osobiście jeszcze pamiętam inne. W mojej szkole podstawowej nauczyciele bicie traktowali dość osobiście, w sensie, że jeśli osobiście bili zwolennikami bicia w mordę to bili w mordę, jeśli woleli liniałem po łapach, to grzmocili liniałem po łapach.
Teraz przedszkola i szkoły starają się unikać bicia. Głodzenie też raczej wyszło z mody. Co nam pozostaje, drodzy rodzice? Tak! Zgadza się. Zostaje nam jeszcze szantaż i przekupstwo. Na przekupstwo państwowym placówkom nie starcza pieniędzy zostaje więc jeden gracz z wielkiej czwórki skoro odpada głodzenie, bicie, przekupstwo – SZANTAŻ.
Oddajmy głos Oli, która właśnie zauważyła, że jedna z jej lalek coś przeskrobała… Ola przeciera dłonią zmęczone oczy, wzdycha jak Stańczyk na wieść o tym, że ruskie wzięły Psków, a Matejko ma zamiar go namalować, bierze lalkę pod ramię, stanowczo acz nie brutalnie i mówi:
– Posłuchaj mam tego dość. Jeśli nie umiesz się z nami bawić, to zaraz pójdziesz do maluchów. Słyszysz? Słyszysz?
Słyszę, słyszę. Jestem pod wrażeniem. Pod wrażeniem pomysłowości pań, a jeszcze bardziej pod wrażeniem instynktu dzieciaków, które są przecież jeszcze małym smarkami. Ale już wiedzą, co w życiu ważne. Wspinać się w górę. Nie dać się wyprzedzić. Młodsi od nas to maluchy. Jak nie będziesz uważać, wrócisz tam, gdzie kiedyś byłeś.
Jak widać to działa. Ola bawiąc się w przedszkole zawsze tworzy oddział maluchów, do którego wysyła tych, co nie pasują. I możemy sobie gadać, że nie ma gorszych i lepszych ludzi. Że każdy zawód uczciwie wykonywany hańby nie przynosi. Że młodszym i słabszym od nas należy się opieka i szacunek. Terefere. One i tak już od dawna wiedzą, o co w życiu chodzi. Chodzi o to, żeby w wielkiej planszy, nie być tym pionkiem, który poleciał do maluchów.
W niedzielę byliśmy na Starym Rynku. O dwunastej w południe na wieży ratuszowej wychodzą cudacy i pokazują cuda, które interesują dzieci do lat 5. No może 7. Potem już będzie to dla nich lipą i popeliną, tak samo jak dla mnie. Staliśmy grzecznie w tłumku oczekujących cudactwa. Obok kilku muzyków grało piosenkę o pięknej melodii, ale dość koszmarnym tekście (nie znam hiszpańskiego, ale wiem skądinąd). Wychwalała ona komendata Che Guevarę. Twierdził on, że walczy o społeczeństwo bez podziału na lepszych i gorszych, ale tak naprawdę był jednym z wielu politycznych morderców, wyrzynających ludzi w imię ideologii. Cieszę się, że trafił tam gdzie jego miejsce – na śmietnik popkultury, co tak zgrabnie ujął Grabaż (ile ty chcesz za tę szklankę.
A kasty, grupy społeczne, podziały na lepszych i gorszych były i będą. Najwyraźniej mamy to w genach.