Kiedyś świat był prosty. Ludzi dzieliłem na młodzież i starych dziadów. Młodzież była młoda, a stare dziady stały na dołami z wapnem i czekały aż zgrzybiałe stawy same ich do tych dołów zaniosą. Młodzież była pomiędzy 15-tym a 20-tym rokiem życia. Każdy kto przekroczył dwudziesty rok życia wchodził według mnie w smugę cienia. Puchł, tył, siwiał – jak to genialnie był sformułował krakowski poeta wieku (he he he) średniego. No i zaczynał słuchać Połomskiego.
Nietrudno się domyśleć, ile miałem lat, kiedy przestałem tak myśleć. Zresztą mniej więcej do 25 roku życia trzymałem się uparcie tezy, że mam coś trochę więcej niż 18-cie. Dopiero nadciągająca wielkimi krokami 30-tka uświadomiła mi, że już od dawna nie jestem nastolatkiem. Teraz pocieszam się, że cztery krzyże to dopiero jest właściwie dorosłość, ale już czuję, że na tym się nie skończy.
Na dodatek te dzieciary. Nikt tak ci nie uświadamia nadciągających grabarzy niż dorastające szczeniaki. Chodzi taki i rośnie, a ty wiesz, że im on wyższy, to ciebie co raz bardziej ciągnie do dołu. Stara córka gdy miała lat pięć spytała mnie czy jak miałem tyle lat co ona to lubiłem banany. Odparłem automatycznie (ale zgodnie z prawdą), że jak miałem lat pięć to był środek stanu wojenego, a junta Wojciecha Jaruzelskiego takich luksusów jak banany nam nie dostarczała. Ledwie wyrzekłem te słowa,w powietrzu poczułem zapach ZBoWiD-u (czytelnicy z nową maturą nawet nie próbujcie zrozumieć, co to był ZBoWiD).
Niedawno do starszej córki, która ma lat niespełna 13., ale wygląda na starszą kozę, jakiś podlizuch w sklepie powiedział per „proszę pani”. Brakowało jeszcze, żeby dodał „Płaci pani sama czy to prezent od dziadka?”
Wczoraj byłem na koncercie w pewnym klubie. Grali koledzy i rówieśnicy. Większość bawiących się panienek wyglądała jak koleżanki ze szkoły mojej nastoletniej kozy. Podsłuchałem rozmowy dwóch z nich. Właśnie szykowały się do osiemnastki. Co może myśleć o sobie człowiek, dla którego osiemnastolatka wygląda na szczeniarę maksymalnie czternastoletnią? Że dla dobra ludzkości należy ubrać się w garnitur i wspiąć chwacko na katafalk. Bo jak to ujął krakowski poeta wieku średniego: „cmentarz zbliża się do mnie, grób po grobie.