– Ty to w ogóle nie jesteś romantyczny – wzdycha Królowa Matka.
– Trochę romantyczny jestem – odpowiadami niezmiennie, choć Królowa Matka ma rację. Romantyczny to ja za bardzo jednak nie jestem. Raz do roku jednak by należało. Wiadomo, mamy dzisiaj międzynarodowy dzień sprzedawców czekoladek, kwiaciarzy, producentów bielizny, wina i restauratorów. Cóż mogę ja podarować Królowej Matce? Oczywiście jedną z tych rzeczy, którą oferują wyżej wymienieni delikwenci. Na pewno skorzystam, za długo jestem żonaty, żeby nie skorzystać. No ale pomyślałem sobie, że może też można by KM podarować coś bardziej osobistego. Pogrzebałem w pamięci. Różne rzeczy tam znalazłem. Rzeczy piękne i brzydkie. Głupie i mądre. Śmieszne i tragiczne. Podłe i wzniosłe. Trywialne i ważne. Ale czy było coś romantycznego? Nie przypominam sobie, a nie… czekaj! Czekaj. Tak, mam. MAM.
Na początku naszej znajomości Królowa Matka wyjechała za chlebem do Wielkiej Brytanii. Ponieważ tęskniła bardzo za mną i ojczyzną ziemniaka pisaliśmy do siebie często. Bardzo często. Sms-y, maile, ale także listy papierowe. Wyobrażacie sobie taką ekstrawagancję? To prawda, było to dawno temu. Jakąś dekadę. No więc pisaliśmy. A że ja zawsze miałem perwersyjne skłonności, dość szybko wpadłem na pomysł, żeby w mailach i listach nakreślać jej aktualną sytuację polityczną, tak żeby z rytmu nie wypadła. Taka prasówka. Królowa Matka nigdy szczególnie się polityką (tylko ja jestem takim zwyrolem by do dziś śledzić tych spoconych facetów w drogich koszulach) nie interesowała, ale miłość silniejsza jest od rozumu i przyzwyczajeń, toteż dzielnie udawała, że bardzo ją losy ówczesnej koalicji PiS-Samoobrona-LPR interesują. Ponieważ działania tych koalicjantów niezbyt mi do gustu przypadały, więc jeździłem po nich jeszcze gorzej niż Giertych po obecnym rządzie obecnie – zapomniał opozycjonista jak czworongiem przy korycie był. Polityczne rozważania przeplatałem zaś standardowymi tekstami zapewniającymi o mojej miłości do Królowej Matki niezmiernej i niezmiennej. I słusznie bo pewnie inaczej KM niechybnie by mnie rzuciła. Toć ile można czytać o wybrykach Jarka, Andrzejka i Ludwika? Nawet Boy Żeleński nie dałby rady z tej gówniarzerii zrobić czegoś zabawnego. Jeden z takich listów zakończyłem efektownie na tyle, że Królowa Matka cytowała go jeszcze latami. Podejrzewam, że to właśnie wtedy postanowiła, że będzie ze mną (o nieszczęsna!) tak długo jak długo się da i że mi urodzi pisklęta. Napisałem byłem wtedy taką oto (tak trochę kluczę, trochę zwlekam, bo się wstydzę) frazę:
Zostawmy już politykę, bo na szczęście są jeszcze na świecie rzeczy dobre i piękne, jak Twoje piersi.
Jak już wspomniałem, od tego czasu minęło lat 10 mniej więcej. I tamta polityka przy dzisiejszej jawi się mi sielanką. Wesołym miasteczkiem wręcz. Teraz to dopiero zrobiło się ponuro. I to nie tylko w naszej piaskownicy, ale w międzynarodowej tym bardziej. Królowa Matka już dawno przestała to śledzić. Ja śledzę z rozdziawioną gębą. I nie jest to rozdziawienie podziwu, raczej rozdziawienie odruchu wymiotnego. Na szczęście nadal są na tym świecie rzeczy piękne i dobre jak piersi Królowej Matki. Tutaj nic się nie zmieniło.
W tym szczególnym dniu zachęcam do przypomnienia sobie, co Was w drugiej połowie uwiodło. Urzekło. Rozkrochmaliło. Rozczuliło. Może cycki, może słowa, a może coś innego? Możecie się tym podzielić w komentarzach. Ale nie musicie.