Kim nie chciałbyś zostać

Nie należę do tych zakłamanych rodziców, którzy obłudnie zapewniają, że jest im zupełnie obojętne, na kogo wyrosną ich dzieci. Przeciwnie. Nie po to się człowiek tapla w pieluchach i ich zawartości, pozwala na siebie wymiotować i wrzucać do zupy kąski wyciągnięte prosto z dwuletniej gęby. Nie po to przypina do twarzy blady uśmiech w sobotę o godzinie piątej minut dwadzieścia… Nie po to pozwala podlewać swojego laptopa sokiem czy mlekiem, żeby potem za kilkanaście lat patrzeć jak wysiłek i inwestycja życia marnują się na jakiejś chybionej posadzie.

Ojciec porządny, matka porządna, a syn kolejarz – takie powiedzenie z czasów dzieciństwa powtarzał mój ojciec. On sam ustrzegł się tego nieszczęścia i nie został etatowym pracownikiem PKP. Za to musiał przełknąć inną żabę. Gdy w przedszkolu ery Jaruzelskiego padło sakramentalne pytanie „Kim chcecie zostać, jak dorośniecie”, ja oświadczyłem wszem i wobec, że marzy mi się kariera milicjanta. W mojej rodzinie zawrzało. Ojca opuściło poczucie humoru i dystans do siebie. Dziadkowie wyrzucali rodzicom, że zbyt rzadko bywamy w kościele, mama zaś wyrzucała im, że to dyrektorska kariera dziadka, dla której ten zdecydował się na zapisanie do partii, złamała mój kręgosłup moralny i popchnęła do tego desperackiego czynu. 

Prawda obiektywna nikogo nie zainteresowała. Pośród lamentów, gróźb, próśb i dantejskich scen ani jeden z uczestników awantury, nie wpadł, żeby spytać mnie, dlaczego postanowiłem wstąpić w szeregi Milicji Obywatelskiej. Gdyby spytał, dowiedziałby się, że prawda jest zaskakująca i brutalnie prosta jednocześnie. Czterech kolegów przede mną chciało zostać Jankiem z „Czterech pancernych”. Kiedy przyszła na mnie kolei, zadziałałem odruchowo. Chciałem być na siłę oryginalny, a jednocześnie jednak zagwarantować sobie prawo do noszenia broni. No i w efekcie postawiłem się tam, gdzie kiedyś stało ZOMO.




 

Przepraszam, Jarku – głupio wyszło.

 

Swoim dzieciom tego nie zrobię. Na razie jeszcze nie wymyśliłem, co będą robić w życiu. Sporządziłem natomiast listę zawodów absolutnie nie-do-przy-ję-cią!!! Są na niej:

– kolejarze, dopóki czas jaki potrzebuje pospieszny na dotarcie z Zakopanego do Krakowa będzie znów taki sam przed wojną

– politycy – bo chcę żyć długo i dobrze na emeryturze i nie wyobrażam sobie, że sąsiedzi  będą mi pluć w twarz po każdej konferencji prasowej rządu/gabinetu cieni, czy emisji „Bardzo sędziwy Tomasz Lis zaprasza”

– poborcy podatkowi, bo ich nie brzydzi się tylko Jezus Chrystus, a wiadomo, że co sprawdza się w Biblii i musicalu, kiepsko sprawdza się w życiu

– dziennikarze, bo co raz bardziej przypominają gwiazdki show businessu

– gwiazdki businessu, bo co raz bardziej przypominają panie wystające na poboczach dróg krajowych (ich nawet na tej liście nie zamieszczę, bo to przyzwoity blog)

– tzw. polscy fachowcy czyli ci wszyscy, co mi kładli kafelki, podłogę, instalowali zlewy, obdzierając ze skóry na narażając na konflikty z sąsiadami, którzy nie lubią jak ich ktoś zalewa – choć przyznaję, zarobić na tym można dobrze

– nauczyciele – nikt przy zdrowych zmysłach nie pożyczy dziecku rodzonemu takiego losu

– i wiele, wiele innych, których wpisywać możecie w komentarzach

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *