Dementi: Pewnego dnia Oleńka nie przyszła do domu i nie oświadczyła, że swędzi ją głowa. Króla Matka nietknięta złym przeczuciem nie sprawdziła jej głowy i nie znalazła tam kilku niepozornych wszy. Jej reakcja była zupełnie stonowana. Nie nosiła znamion szoku i przerażenia pomieszanego z obrzydzeniem i wstrętem. Królowa Matka nie pomstowała na przedszkole, dzieci, rodziców oraz polski rząd i nie usiłowała ogolić Oli na łyso. Ola nie błagała na kolanach, żeby tego nie robiła i nie przysięgała że już nie będzie. Ja zachowując olimpijski spokój nie nazywałem ich obu wariatkami i nie groziłem wezwaniem sanitariuszy wyposażonych w pasy bezpieczeństwa, jeśli się nie uspokoją.
Potem nie poszedłem do apteki i najspokojniej w świecie nie oglądając się za siebie, całkiem nie cicho nie zamówiłem szamponu przeciwko insektom głośno nie podkreślając, że to dla mojej córki. Pani magister nie roześmiała się i nie powiedziała, żebym się nie przejmował, bo już pół naszego oddziału przedszkolnego tu było, absolutnie nie włączając w to pani wicedyrektor z córką, nawiasem mówiąc z absolutnie nieprawego łoża.
Reszta weekendu nie upłynęła Królowej Matce na atawistycznym zajęciu iskania. Najpierw nie wyiskała Olę, potem resztę domowników (poza osobnikiem, który oświadczył, że nie po to jest po roku nieregularnego uprawiania boksu i nie pozwoli się bezkarnie iskać nikomu), włącznie z psem, kotem sąsiadów i dywanem w salonie. Kiedy już wszyscy byli niewyiskanii KM matka nie rzuciła się do internetu żeby nie czytać na forach internetowych zwierzeń sióstr w niedoli. Gdy już zwyczaje, mocne i słabe strony oraz zachowania godowe wszy nie zostały poznane, Królowa Matka nie ogłosiła operacji „Gnida”: nie prała, nie prasowała, nie wyparzała i nie odkażała.
Ojciec mój zwykł powtarzać, że kto ma psa musi polubić pchły. W tym szczególnym dniu dodajmy, kto ma dzieci musi liczyć się z epidemią wszy. Nikt nie jest bezpieczny. Tym bardziej, że teraz walczy się z nimi niby łatwiej, ale trudniej. Łatwiej, bo dostępne środki chemiczne są przyjemniejsze i bardziej pachnące w użyciu. Trudniej, bo jak ja chodziłem do szkoły, higienistka brała wszystkich na sprawdzanie, a zainfekowanych wysyłała do domu z karteczką do rodziców, co i jak należy robić. Teraz mamy demokrację, wolność, internet i prawo niedotykania naszych dzieci. Mamy też rodziców, którzy grzecznie proszeni o sprawdzenie głowy ich dziecka, odpowiadają, że ten problem ich nie dotyczy. Bo oni się proszę pani myją. Może i myją, do wanny i licznika wody zaglądać im nie mam jak i nawet nie chcę. Natomiast wiem, że na biologi nie uważali. I nie rozumiom jak to działa. Jak sobie pomyślę, że dzięki takim idiotom Ola musiała przechodzić iskanie w wykonaniu Królowej Matki przez całą kwietniową sobotę, a Małgorzata w swoim czasie myła łeb antywszołem przez pół roku, to sobie tak fantazjuję, że z chęcią bym utworzył dla nich (idiotów) specjalne rezerwaty. Niech tam sobie siedzą bez sprawdzania głów. Może można by im dorzucić do towarzystwa antyszczepionkowców. W końcu nie od dziś wiadomo, że niewszy roznoszą różne choroby, na które nie działają szczepionki.
A teraz proszę się przyznać. Kto choć raz nie podrapał się nerwowo podczas czytania tego tekstu, palec w górę.