Jest wiele rzeczy, za które powinno mnie szanować moje dziecko. Czytam miesięcznie tyle książek, co przeciętny Polak w ciągu roku, a może całego życia nawet – zależy na jakich badaniach się oprzemy. W miarę możliwości codziennie uczciwie pracuję, żeby było na chleb i kredyt. Staram się unikać przemocy fizycznej i psychicznej w kontaktach z domownikami, modląc się do Boga, a by zamiast siły dawał mi cierpliwość. Chodzę na wybory, płacę podatki, podczas zagranicznych wypadów godnie reprezentuję mój naród. Miałem nawet epizod na niemieckiej stacji benzynowej, gdzie zażądałem sprawdzenia nagrań z monitoringu by oddalić ode mnie zarzut kradzieży 28 litrów LPG i oczyścić polski honor. Niemiec oddalił, oczyścił, przeprosił. Do pracy jeżdżę rowerem, żeby nie zaśmiecać miasta swoim autem. Co prawda w tym czasie jeździ nim do pracy Królowa Matka, no ale wiadomo, co wolno Królowej Matce, to nie tobie ojczulku. Segreguję odpady. Na zakupy chodzę z płócienną torbą, za reklamówki uprzejmym sprzedawcom zakochanym w plastyku staram się dziękować. Znaczy się ” nie, dziękuję”.
Jest też wiele rzeczy, które robić się staram, a które nie są łatwe. I to też zasługuje na szacunek. Staram się nie opowiadać seksistowskich kawałów, a już na pewno nie w obecności kobiet. Usiłuję znaleźć w feminizmie dobre strony. Próbuje nie grzeszyć myślą i ograniczać pożądliwe spoglądanie no co lepsze fragmenty co ładniejszych kobiet. Próbuje się ograniczać z jedzeniem, piciem wszystkiego co dobre, smaczne lub/i posiadające banderolę polskiego monopolu alkoholowego.
Tak, jest wiele rzeczy za które Oleńka mogłaby mnie szanować i cenić. Jednak nie wybrała żadnej z wyżej opisanych. Od tygodnia jestem jej największym autorytetem. Guru. Mistrzem. Słupki popularności stały się słupami milowymi… Chwali się mną dziadkom, rodzinie, paniom w sklepie. Że o innych przedszkolakach nie wspomnę. Dlaczego? Bo zgłosiłem się na ochotnika, że podczas przedszkolnej imprezy i za tydzień będę smażył kiełbasy na grillu.