Też tak macie? Coś ważnego dzieje się w życiu Waszego dziecka. W przedszkolu pojawiła się nowa pani i chcielibyście wiedzieć, czy jest porządku. Albo nowy koleżka, który słynie z zamiłowania do organizowania bójek. Czy też czy sąsiad, który miał posiedzieć z naszym dzieckiem do czasu, aż wrócimy z podpisywania umowy kredytowej i nie wiecie, czy się nim jakkolwiek zajmował, czy też obsuszał jedynie barek z domowej wiśniówki. Słowem – jesteśmy w sytuacji, że tylko dziecko może nam udzielić odpowiedzi na pytanie. Tylko ono ma informację i musimy od niego tę informację wydobyć. Wytrząsnąć. W przeciwieństwie do śledczych z całego świata nie wolno nam zrobić mu krzywdy. Ba. My tego nie chcemy, bo im formalnie też nie wolno, ale ich rozlicza się za skutek. Nam na skutku zależy, ale najważniejsze jest jednak nie uszkodzić i nie ukrzywdzić. Chcemy więc poznać jakie nadzienie kryje ciastko, ale nie chcemy ciastka naruszyć. Jak to zrobić? Jak zawsze w takich historiach jest zły policjant i ten dobry.
Zły jest zły bo jest nieskuteczny. Zły jest zły, bo mu nie wychodzi. Zły pali za sobą mosty. Zły to Królowa Matka i to jedyna zła rola, jaką w życiu gra.
Królowa Matka byłaby kiepskim wędkarzem. Zbyt szybko przechodzi do sedna. Szarpie wędką. Hałasuje. Nie umie dozować przynęty. Daje się łatwo zapędzić w kozi róg. Nawet tak małej rybce jak Oleńka:
– Jak było w przedszkolu? – pyta KM.
– Fajnie – odpowiada Ola.
– A nowy kolega? Też fajny?
– Nie ma pamiętam – odpowiada Ola.
I to jest jeden zero dla Oli. W drugiej minucie meczu. Zaraz będzie dwa zero, bo KM chce wypytać o przedszkolną garkuchnię, która jej się ostatnio nie podoba.
– Jadłaś obiad?
– Jadłam – odpowiada Ola.
– A co było? – ciągnie temat KM.
– Przeczytaj sobie. Tam masz napisane – kwituje Ola pokazując jadłospis wiszący na ścianie. I dwa zero dla niej.
Powtórek i dogrywek Ola nie uznaje. Jeśli człowiek pyta ją dwa razy o to samo, to już zdecydowanie odsyła do archiwum odpowiadając „Już mówiłam ci przecież”, a Królowa Matka zagryza pięści ze złości. I wtedy do akcji wkracza podstępny policjant. Czyli ten dobry, czyli ja. Jestem dobry, bo jestem skuteczny, a także dlatego, że to MÓJ blog i mogę na nim występować jako dobry i szlachetny, cały w bieli.
Co robi policjant dobry? Policjant dobry nie pyta. Bo wszystkie pytania zostały zadane. Dobry policjant idzie się bawić.
– Może pobawimy się w przedszkole? – pytam Oli.
– Dobra – cieszy się niczego nie podejrzewający obiekt przesłuchania.
Układa lalki, rozstawia krzesła, a ja po 15 minutach obserwacji wiem, co robi z dziećmi nowa pani, co było na obiad i ile dzieci ten obiad po kryjomu wypluło do muszli klozetowej. Do nowego koleżki, który lubi się bić, nie docieramy. Od czego jednak są inne techniki operacyjne. W niedzielę idziemy do kina, a po kinie na lody czekoladowe. Mażąc się nimi od stóp do głów Ola sama zagaja.
– A wiesz tato, jutro (Ola konsekwentnie miesza czasoprzestrzeń – wczoraj to jutro, jutro to wczoraj, rano to dzisiaj, tam to tu i tak dalej) trzasnęłam trochę mocno Marcina w głowę.
– To znaczy wczoraj? – próbuję ją korygować. – A Marcin to ten nowy kolega?
– Nowy, tak. Jutro go trzasnęłam, ale wczoraj też go trzasnę!
– Dlaczego?
– Bo on wszystkich bije. Mojego Jasia też.
I tak za 5,99 zł dowiedziałem się, że:
– istotnie nowy koleżka ma problemy z agresywnością
– Oleńka nauczy go porządku
– moja jeszcze nie pięcioletnia córka ma chłopaka i nie zawaha się trzasnąć każdego, kto podniesie na niego rękę
Proszę bardzo. 3:0 dla mnie.
Gorzej jest z córką starszą. Tu już byle co nie wystarczy, żeby dowiedzieć się czegokolwiek. Generalnie Małgorzata zachowuje się w takich rozmowach, jak dzielny konspirator, którego zamknięto do więzienia i podrzuca mu się do celi donosicieli jako pseudo towarzyszy niedoli, aby coś z niego wyciągnąć. Prowokator zgrywa swojaka, ale wiadomo, może sobie zgrywać, skoro zdradza go berliński akcent. Gdzie ją, starego wróbla (naście lat to przecież wiek, kiedy się ma przekonanie, że już się wie wszystko, bo się obejrzało parę sezonów paru seriali i kilka filmów w kinie studyjnym) na takie plewy! Nieustraszona będzie odpowiadać monosylabami, mruczeć niewyraźnie, a najczęściej milczeć wyniośle. A wtedy nawet dobrego policjanta zaczynają świerzbić rączki by delikwentkę potraktować jakimś karcerem, albo czymś ciut dotkliwszym. No ale nie wolno. Zbuntowany nastolatek potrafi się zachować jak ostatnie bydle. Żreć jak tucznik, spać jak suseł, brudzić jak …, ale to jeszcze nie powód, by przestać widzieć w nim człowieka, a co ważniejsze własne dziecko.
Wydobycie informacji od nastolatka wymaga, jak to mówią Amerykanie, akcji typu out of the box. Ja na to wpadłem przypadkiem. Odwożąc moją Małgosię na urodziny do koleżanki dogadałem się z rodzicami innych zaproszonych, że mogę podwieźć także ich dziewczyny, a drogę powrotną niech obstawi ktoś inny. Bingo!
Na początku były stremowane i grzeczne. Po dziesięciu minutach zaczęła się radosna paplanina nastolatek. Po piętnastu ta paplanina była już niczym nieskrępowanym licytowaniem się w ważnych informacjach. Apele mojej córki, która mówiła otwartym kodem „Hej dziewczyny, mój tata tego słucha” były skuteczne jak apele tego głupka, co wołał na puszczy. Ja prowadziłem spokojnie i statecznie, ściszywszy radio i przywdziewając nieobecny wyraz twarzy. Odtąd córka nie ma odwagi nie odpowiadać na moje pytania. Za dużo wiem.