Były już pytania pierwsze, które męczyły naszego Miłego Młodego Człowieka. I po jakimś czasie przestał je zadawać. Przeszło mu, pomyśleliśmy. Nie przeszło, nic nie przeszło. Raczej kiełkowało. Kiełkowało, kiełkowało aż wybiło. Pytania drugie. Zadawane znudzonym głosem człowieka, który już wszystko widział, wszystkiego zaznał. I mu się nie chce. I dlatego pyta:
Dlaczego ja muszę się ciągle ubierać?
Dlaczego ja muszę się ciągle rozbierać?
Dlaczego ja muszę się ciągle myć?
Dlaczego ja muszę się ciągle wycierać?
Dlaczego ja muszę ciągle ubierać piżamę?
Dlaczego ja muszę znowu iść do przedszkola?
Dlaczego ja nie mogę iść dzisiaj na trening?
Dlaczego ja dzisiaj mam iść na trening?, wole się bawić.
Dlaczego ja następny trening jest za tydzień?
Dlaczego ja muszę ciągle chodzić spać?
Dlaczego ja ciągle muszę wstawać?
W ubiegłym tygodniu oświadczył, że nie musi już niczego. Rozebrał się do kompletnego waleta, położył w łóżku i odmawiał wszelkie współpracy. Jakże mu zazdrościłem! Dlaczego ja muszę… Muszę przyznać, że te pytania są pytaniami, które infekują duszę. Zacząłem się też nad nimi zastanawiać. I wiecie co? Powiem Wam, że… Albo nie. Nie powiem Wam.