– Musisz z nim po prostu skończyć. Od kiedy wyniknął z nim problem, nie jesteś sobą. Milczący, podminowany, nerwowy. Krzyczysz na dzieci, warczysz na psa. Nawet na alkohol nie masz ochoty. Zobacz, co on z tobą zrobił. Nie pozwól na to, musisz się go pozbyć, słyszysz?
– Nie przejmuj się kolego. Ja ci pomogę. Wiem, że boisz się komplikacji, ale ja znam prawdziwego fachowca. To artysta. Pozbywaj się takich gnoi, jak ten twój, szybko i bezpiecznie. Jeszcze dziś wieczorem będziesz się z tego śmiał.
– Bądź mężczyzną, synku. Musisz się z tym zmierzyć. On już nie jest taki, jak kiedyś. Pora to zrozumieć i wyciągnąć wnioski zanim naprawdę zatruje ci życie. Pozwól sobie pomóc.
– Czniaj to. Nie on jeden. Po prostu wyrwij chwasta. No chyba, że się boisz, hehe…
– W życiu powinno unikać się cierpienia, a jego źródła powinno się usuwać. Mogę w tym panu pomóc. Jeśli tylko się pan zgadza, usuniemy źródło cierpienia możliwie szybko i bez konsekwencji.
A ja nie chcę. Nie dlatego, że się boję. Przeciwnie. Każdy dzień z nim opłacam bólem, cierpieniem i strachem, że jutro będzie jeszcze gorzej. Że mi dopalantuje jeszcze mocniej, aż po ścianach będę chodził. Mimo to nie chcę się go pozbywać. Kasować. Niszczyć. Zabijać. Wyrywać chwasta. Nie chcę, bo wierzę, że każdy wyrwany przybliża mnie do grobu. Ząb po zębie.