Wstyd. Hańba. Odrażający upadek. Świeży entuzjazm kontra cynizm degeneratów. Wartości versus rozpad moralny. Tak. Tak właśnie wygląda różnica między rodzicami, którzy dziecko planują lub się dopiero go spodziewają oraz tymi, którzy parę lat na ziemi, a nie w chmurach fantazji, z potomkiem spędzili. Solenne obietnice jednych to słowa, które już tym upadłym, zdegenerowanym przez gardło nie przejdą:
Jesteśmy przygotowani na bycie rodzicami – przygotowani teoretycznie, mentalnie i fizycznie.
Umiem kontrolować swoje emocje.
Nie zamierzam dopuścić do sytuacji, że tylko udaję, że słucham, co mówi moje dziecko. Rozmowa jest bardzo ważna.
Zawszę znajdę czas na kreatywną zabawę. Malowanie farbami? Układanie wieży z mebli? Co tylko zechce, nie można przecież zabijać w dziecku odkrywcy.
Brzydzę się przekupstwem, groźbą oraz kłamstwem jako metodami wychowawczymi. To są antymetody i z wychowaniem nie mają i nie powinny mieć nic wspólnego.
Nigdy nie będę traktować telewizora jako zastępczej niani.
Tym bardziej nie będę dawać mojego smartfona dziecku tylko po to, by zyskać kilka chwil spokoju.
Na moje postępowanie wobec dziecka nie będzie miało wpływu, ile osób patrzy i komentuje naszą aktualną sytuację. Choćby miało to być całe miasteczko zebrane w naszym kościele, choćby to miała być cała szkoła na apelu.
Podważać zdanie drugiego rodzica przy dziecku? Ta nielojalność nie ma prawa się wydarzyć.
Głęboko gardzę rodzicami, którzy przez swoje głupie, nieprzemyślane wypowiedzi podcinają dzieciom skrzydła.
Ani jeden z błędów, które popełnili moi rodzice, nie będzie moim udziałem.
// ]]>