Pisałem już raz o basenie. Wtedy to jednak było w kontekście wolności jednostki, teraz będzie (że tak głupio zrymuję) w ujęciu męskiej solidarności.
Wiadomo – słynna męska solidarność. Tak jak prawdziwa miłość może objawić się wszędzie, także w szatni dla rodziców z dziećmi. Dokładnie ojców z dziećmi, bo jak wiadomo – kobieca solidarność nie istnieje. To podobno kwestia hormonów, czy konstrukcji mózgu. To do końca nie zostało zbadane. Ale do rzeczy.
Po kąpieli przebieramy się. Ci ze starszymi dziećmi przy szafkach, a opiekunowie młodszych obdzierają ich ze odzieży kąpielowej na specjalnych stojakach. Trzymam więc wijącą się jak węgorz Olę i próbuję ją rozebrać a potem ubrać. Z dwojga złego rozebranie jest jednak łatwiejsze. Obok mnie podobną akcję przeprowadza ojciec. Pod drzwiami czatuje (w sensie czyha, albo, to informacja dla osobników z nową maturą, czeka pełna podejrzliwości) matka i żona. Matka czyli archetyp czułości i żona czyli wzór surowości oceny i podejrzliwości. Najchętniej weszłaby do nas, żeby sprawdzić, czy aby tata syneczkowi majteczki na dobrą stronę założył, czy uszka na drugą stronę wywinął do sucha wytarł i na powrót zawinął i takie tam rzeczy. Wcześnie wchodziła i sprawdzała, ale w końcu jeden z wnerwionych ojców zwrócił się do niej słowami:
– Szanowna pani. My się tutaj przebieramy, bo to jest szatnia dla OJCÓW z dziećmi. Ja na przykład aktualnie jestem bez gaci i czuję się niezręcznie, gdy pani tak tu wchodzi. Więc następnym razem proszę nie wchodzić, albo przed wejściem ściągnąć gacie. W ramach równych szans.
Pomogło. Odtąd swoją obecność zaznaczała stukotem pantofelków na wysokich obcasach. Pantofelków, które przechadzały się pod drzwiami.
Nie inaczej było i tym razem. Pantofelki stukały, my przebieraliśmy, dzieciaki się wyrywały, gacie, spodnie i bluzy się myliły. Ojciec obok mnie prawie skończył, kiedy okazało się, że założył swojemu synkowi bluzkę mojej Oli. To jeszcze można by przeżyć, ale założył też mu jedną nogę od Oli rajstop. Drugą nogę miała Ola. To mu przypomniało, że rajstopy ma w szafce. Skoczył szybko po nie.
Mały jak rasowy napastnik, wykorzystujący jedną szansę na 100, natychmiast tak jak siedział wstał i skoczył na główkę. Prosto z przewijaka na twardą posadzkę. Szczęśliwie nie był już połączony z moją Olą rajstopą. Próbowałem go łapać i udało mi się. Na dowód trzymałem w rękach jego czapeczkę. On niestety leżał na podłodze. I beczał.
Pantofelki pod drzwiami oszalały. Stukały nerwowo co raz szybciej i szybciej. Dzieciar płakał dalej. Znaczy się żył. Ojciec doskoczył do niego. Podniósł. Dokonał szybkich oględzin. Liczba kończyn, oczu i uszu się zgadzała. Krwi nie było. Wodził oczami za ojcem. Nie ruszały mu się zęby. Wyglądało na to, że obędzie się bez karetki. Za to wiadomo było, że nie obędzie się od awantury. Jak tylko wyjdzie zostanie ujęty i zgładzony przykładnie.
Biedny facet zawodził sobie pod nosem „Co cię podkusiło skakać z tego przewijaka? Twoja matka mnie teraz wykastruje.” Aż mi się go żal zrobiło.
– A czy matka musi o tym wiedzieć? – postanowiłem go nie zostawiać w biedzie.
– No właśnie – włączył się inny ojciec. A wy uważajcie, bo tak właśnie rodziła się męska solidarność. – Przecież nikt niczego nie widział. Mały zaraz przestanie płakać. Nie było sprawy. Po co samemu wsadzać łeb pod topór.
– Ale co mieliśmy widzieć? Ja w ogóle nic nie widziałem – roześmiał się chytrze trzeci tata.
Nadzieja wstąpiła w serce nieszczęsnego ojca. Zapchał beksę batonami, a rosnącego guza zasłonił fantazyjnie przekrzywioną czapką. Żeby było mu jeszcze raźniej wyszedłem z nim. Reszta odprowadziła go wzrokiem, tak przepełnionym męską solidarnością, że przysiągłbym iż facet czuł się jakbyśmy wszyscy z nim wychodzili, ramię w ramię.
Wziął więc głęboki oddech i wyszedł na przeciw przeznaczeniu. Drzwi się uchyliły. Żona przyglądała mu się podejrzliwie, ale widać było, że matczyna serce nie było pewne, czy płacz, który słyszała, należał do jej potomka.
– Wszystko w porządku? – spytała więc podstępnie. Bo każde pytanie w takiej sytuacji jest podstępne.
Oleńka postanowiła przejąć inicjatywę.
– Chłopiec spadł, uderzył się w głowię i bardzo płakał. Bardzo! Bardzo! Bardzo!!!
Jedna trzylatka jest w stanie zaprzepaścić męską solidarność w kilkanaście sekund. Pamiętajcie o tym ojcowie.
Ach, Oleńka 🙂