Cholerne życie

W całym tym bałaganie politycznym, walce o jakiś trybunał, o jakieś pryncypia, o jakąś tam pożal się Boże wolność, umknęła nam wszystkim bardzo ważna rzecz. Życie! W odmętach internetu, w szumie informacji pojawiła się perełka. Perełka błysnęła, zakołysała się na powierzchni wzburzonego oceanu i zniknęła na zawsze. Nieliczni ją widzieli. Nie zadumał się nad nią chyba nikt. No więc, ja, ja postanowiłem po nią zanurkować. I wyłowić ją specjalnie dla Was. Oto ona! Cytuję za gazeta.pl:

Sąd uniewinnił wczoraj od zarzutu oszustwa Andrzeja L., wielokrotnie karanego za nielegalny hazard. Mężczyzna miał oszukiwać turystów w Kołobrzegu podczas organizowanych przez siebie rozgrywek w trzy kubki. W trakcie rozprawy powołano biegłego iluzjonistę, który zagrał z oskarżonym w popularną grę na sali sądowej. I przegrał.

Jak podają gazety biegły miał podobno zachęcać oskarżonego (który w tym momencie stał się uniewinnionym) do rozpoczęcia kariery iluzjonisty. Nadaremno.

To co mamy tutaj to jest po prostu jedna z bardziej wstrząsających historii, jaką przyszło mi słyszeć. To brzmi jak cudem odnalezione opowiadanie Czechowa. Krótkie i w tej zwartej formie chwytające w niechybny potrzask cały tragizm, smutek i śmieszność ludzkiej egzystencji. Bo zobaczcie, a żebyście dobrze wszystko zobaczyli, to w roli cwaniaka od trzech kubków wyobraźcie sobie na przykład Dustina Hoffmana, albo Zbyszka Zamachowskiego. Wprowadzają go na sale. Idzie w towarzystwie dwóch policjantów konwojentów. Mały, przydeptany facecik, którego proza życia zagnała do Kołobrzegu, gdzie z trudem wiąże koniec z końcem za pomocą trzech kubków. Te trzy kubki to wszystko, co mu zostało z poprzedniego szczęśliwego życia. Ale cisza, spokój, bo na salę wchodzi też ktoś jeszcze. To on! Biegły sądowy. Wysoki, pewny siebie facet. Ma już swoje lata, ale wciąż jest przystojny, może i owszem – podoba się kobietom. Wizualizujcie sobie George Clooney’a albo Krzysztofa Stelmaszczyka.Wysoki postawny, w garniturze szytym na miarę. W prawej ręce skórzana teczka. Proponuje oskarżonemu grę w trzy kubki, żeby obnażyć małość i przyziemność drobnego hopsztaplera. Trochę kradnie przy tym show wysokiemu sądowi (gra go Robert De Niro lub Janusz Gajos, jak kto woli), ale ten też będzie miał swoje 5 minut. Bo oto mały przydeptany, zakurzony facecik tak bardzo mały i tak zakurzony, jak tylko potrafi (a potrafi) zagrać go Hoffman i/lub Zamachowski w grze w trzy kubki orżnął naszego przystojniaka. Trzy razy, żeby nikt nie miał wątpliwości. Sąd ich nie ma. Oskarżony jest niewinny. Jest wolny i oczyszczony z zarzutów. I jeszcze jedno. Sąd chce wiedzieć, czy oskarżony przypadkiem nie szuka pracy. Bo jeśli tak, to właśnie się zwolniło miejsce biegłego sądowego. Bo nie może być biegłym iluzjonistą ten, kto przegrywa w trzy kubki.

Zamachowski/Hoffman patrzy na sędziego już jako wolny człowiek. Wszyscy zastanawiają się, co odpowie. Ale my tego się nie dowiemy, bo razem z kamerą opuszczamy salę. Stelmaszczyk/Clooney wlecze się przez korytarz. Przez te parę minut postarzał się o dziesięć lat. Nie jest już atrakcyjnym mężczyzną w średnim wieku. Jest starym, zmęczonym dziadem, któremu teczka z kilkoma papierami ciąży jak młyński kamień. Idzie, a raczej zatacza się korytarzem. Nie wiemy, jakim cudem w tym stanie udaje mu się wyjść z budynku, pokonać schody, uruchomić auto i dotrzeć do domu. W drodze powrotnej słychać tylko pisk wycieraczek skrobiących mokrą szybę auta. A tam w domu, żona wyciąga właśnie pachnącą pieczeń z piecyka, bo wierne żony zawsze tak robią na filmach. Kiedy on uwiesza się na klamce, by wejść do środka, ona natychmiast zawiesza się na jego szyi.

Jak ci minął dzień, kochanie? – szczebiocze żona.

Straciłem pracę, bo jakiś żałosny kanciarz o wyglądzie syfilityka orżnął mnie na oczach wszystkich w trzy kubki – mógłby powiedzieć nasz bohater, ale nie mówi tego. Odpowiada, że wszystko jest fajn i że na chwilę pójdzie do swojego gabinetu.

Żona szczebioce dalej, żeby się pospieszył i leci poprawić pieczeni kokardę oraz sprawdzić, czy widelec z nożem tworzą dwie linie idealnie równolegle. On wchodzi do swojego gabinetu, siada za biurkiem, nalewa sobie podwójną porcję gorzały. Do wielkiej szklanki, nie do kubka (hehe) i otwiera szufladę. Wyciąga z niej…

Cięcie

Ja to wszystko widzę, mam przed oczami. Wy nie?

 


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *