Przedszkolaki ubierają się u Prady

Dzwoni budzik. Pora wstać. Zęby oraz oczy bolą jeszcze po wczorajszym meczu, w którym brzydkie kaczątka Smudy szarpały się z reprezentacją Łotwy niczym pijak na dworcu ze strażą kolejową. Wiem, że czeka mnie najtrudniejsze pół godziny tego dnia.
Najpierw będzie trzeba wywabić dwa trupy z łóżek (starsza córka pędzona paranoicznym lękiem przed spóźnieniem wyszła z domu o 7:10, żeby zdążyć na dwa tramwaje wcześniej przed tramwajem, który by ją spokojnie zawiózł do szkoły na czas) i uczynić z nich ludzi. Kiedy wyciągasz jedną szmacianą lalkę i stawiasz do pionu, to druga w tym czasie chowa się do łóżka na powrót. Ale ja wiem czym je wywabić. Odpowiednio: kawą i kablówką.

Pora się ubierać. Tego nienawidzę najbardziej. Bo Ola mimo przedszkolnego wieku jest już kobietą. I ma różne jazdy. Tego nie, tamtego nie. Na dodatek w głowie szumią jakieś rady, które co dzień powtarza małżonka (nigdy paski z kropkami!, nie wszystkie kolory się lubią! jak to się pobrudzi to nigdy tego nie dopiorę). Ja jak każdy mężczyzna dobieram grubość oraz długość tkaniny do parametru temperatury, biorąc też pod uwagę którą z rzeczy  najłatwiej wyciągnąć z szafy. Moje priorytety są więc zupełnie inne niż Oli. Dlatego zazwyczaj udaje mi się ją ubrać dopiero za drugim, a czasem nawet trzecim podejściem. Czwarty następuje wtedy, kiedy do sprawy włącza się jej matka. Potem jest jeszcze piąty, gdy już stoimy pod drzwiami gotowi do wyjścia. Ostatni rzut oka kochającej matki przynosi wnioski, że:

a) to nie może tak wyglądać
b) chyba jest za zimno
c) chyba jest za gorąco
d) chyba jest zbyt oficjalnie
e) chyba jest za szmaciarsko
f) no nie wiem, nie podoba mi się

Dzisiaj było podobnie. I tak z moich spodenek i krótkiej koszulki w sam raz na upał zrobiła się sukienka do kostek, za to z samymi ramiączkami.

Wreszcie wychodzimy. Oleńka piękna jak z żurnala. Ja jak zawsze. Niezobowiązująco elegancki z lekką nutą nonszalancji, co żona zwie menelem wypuszczonym właśnie z izby wytrzeźwień.
Przebijamy się przez miasto. Wpadamy do przedszkola. Czas nas nagli, bo zaraz śniadanie. Ola spostrzega koleżankę Alę. Sunie do niej i z triumfującą miną mówi:
– Widzisz jaką mam piękną sukienkę?

Ala zaciska usteczka i łyka łzy spoglądając na swoje spodenki i sportową koszulkę.

– Szybko się zaczyna – mówię do jej ojca.
– Tak – uśmiecha się tata Ali. – Ile się namęczyłem, żeby ją namówić na krótkie spodnie.

Dziewczynki wchodzą do sali. Moja Ola triumfująca, jego Ala jakby chciała zapaść się pod ziemię. Żartujemy jeszcze, że takie małe dziewczynki, a już kobietki. Hahaha. Hihihi. Zagadani wychodzimy razem. Taksujemy nawzajem auta, którymi przyjechaliśmy. On odjeżdża triumfująco. Ja spuszczam łeb i wsiadam do swojego. 



One Reply to “Przedszkolaki ubierają się u Prady”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *