Najpierw uderzę się w piersi własne, bo i mnie poniosło. Na zupełnie innym blogu też pozwalałem sobie na niecne teksty, ale i tak jestem ligą okręgową na tle Barcelony ze swoim bladymi inwektywami na tle ogólnopolskich mediów, że prostych (czy raczej prostackim) komentujących nie wspomnę. Nie piłka nożna, nie siatkówka, nie skoki, ale wieszanie psów jest naszym narodowym sportem. Dlaczego? Przecież powinno być odwrotnie.
Przecież jako naród kochamy przegranych. Wolimy powstańca warszawskiego, styczniowego, listopadowego od śląskiego czy wielkopolskiego. Westerplatte pamiętamy za rekordowy czas rozpaczliwej obrony, ale nie wspominamy, że dobre przygotowanie i profesjonalizm pozwolił zminimalizować straty polskich obrońców do kilkunastu osób. Fetowanie, wspominanie przegranych bitew sięga królewskiej śmierci pod Warną i nawet Kościuszko według nas zginął gdzieś pomiędzy Racławicami a drogą na Ostrołękę, choć fakty historyczne niestety temu przeczą. Skoro czcimy ofiary, to dlaczego piłkarzy nazywając ofiarami nie mówimy tego z nabożnym szacunkiem, ale pogardą? Nie rozumiem.
Przecież najbardziej na świecie nie lubimy jak naszym sąsiadom, znajomym, członkom rodziny udaje się bardziej. Mają więcej pieniędzy, lepsze auto, większe sukcesy w pracy. Właśnie na naszych oczach grupie rodaków spektakularnie się nie udało. Ich wartość spadła, upokorzenie było spore, jeśli na horyzoncie były jakieś nowe kontrakty, to z pewnością one odjechały. Czy w tej sytuacji nie byłoby na miejscu poklepać ich po ramieniu, jak to robimy w przypadku szwagra/brata/kolegi i powiedzieć z fałszywym żalem: nie przejmujcie się chłopaki, następnym razem będzie lepiej, choć z drugiej strony lata lecą.
Przecież chyba do cholery wiemy, że sport to tylko rozrywka, teatr. Przecież nikt nie chciał wieszać Moniuszki za samobójczą śmierć Hanki, a Szekspira za to, że Hamletowi się tak wszystko jakoś porypało.
Przecież jesteśmy całkiem dużym spokojnym krajem, mamy (większość z nas) po samochodzie, po telewizorze i po sumie na koncie pozwalającej dożyć do końca miesiąca nie tylko na misce ryżu, więc chyba nie musimy podpierać swojego ego jedenastoma facetami w gaciach jak jakaś nie przymierzając Korea Północna.
Przecież dzieci na to patrzą. Nasze dzieci. Chcecie, żeby przy każdym potknięciu, gorszym świadectwie bali się, że podsumujecie ich chamskim memem?
Przecież lubimy uchodzić za ludzi przekornych, idących pod prąd. Czy nie widzicie, że tym razem płyniecie (a raczej płyniemy bo i mi chamski rewanżyzm nie był obcy) z prądem. I to nie jest strumień, to nie jest rzeka. To śmierdzący ludzkimi odchodami ściek, a jego źródło leży w szambie kompleksów, zawiści i czystej, bezinteresownej złości.
Jedyny ratunek jaki widzę, dla reprezentacji piłkarskiej naszego kraju, to bezpośrednie zwrócenie się do posła Jarosława Kaczyńskiego. Mógł jednym ruchem ręki ocalić futerkowe, może pochyli się także nad tymi (bezradnymi) stworzeniami. Bo piłkarze to też stworzenia Boże. Nawet polscy, nawet przegrywający mecz za meczem.