Szwagropol forever

Po każdych wyborach jest taka sytuacja, że trzeba kimś obsadzić stanowiska. No bo wiadomo. Nie po to tamtych my obalali, żeby ich teraz nie obalić do końca. No i się zaczyna. Co by rządząca ekipa nie zrobiła, to naród wie swoje – znowu szwagrami obsadzają. Jakieś straszne obrzydzenie do nepotyzmu w Polsce panuje, ale jak przyjdzie co do czego… No właśnie. To bierzemy szwagra. Chociaż szwagra to się chyba zbytnio w naszym kraju nie ceni. Nie lubi. Nie poważa.

Bo przecież szwagier zawsze nas wkurza. Albo życiowo radzi sobie od nas gorzej, czyli zarabia mniej, pracę ma kiepską i wtedy to jest zwykły dureń i nieudacznik, którym można swobodnie pomiatać. Istnieje też opcja, że szwagier przeciwnie – radzi sobie lepiej od nas. Jest bogatszy, ma starszy stopień naukowy, jeździ nowszym samochodem. To naturalnie dowodzi tylko jednego – że to karierowicz, złodziej, świnia i aferzysta. W ogóle wtedy lepiej, żeby nasze dzieci się z tymi pociotkami nie za często się stykały.

Chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, że pod szwagrem nie należy rozumieć samego szwagra sensu stricto, ale każdego dalszego krewnego a nawet, tak tak, nawet rodzonego brata czy siostrę. Przecież, nie kłamcie mi tutaj, bo się już znamy i możemy ze sobą rozmawiać otwartym kodem, uwielbiamy sobie zaglądać do talerzy, do kątów oraz kont, do dzienniczków uczniów, do schowków samochodowych. A wszystko po to, żeby stwierdzić z pogardą, że to palant, dupek, nieudacznik, albo przeciwnie – złodziej i cwaniak kuty na cztery nogi.

szwagrow

A teraz wyobraź sobie, że zostajesz premierem. Albo prezesem dużej firmy. I masz do obsadzenia ileś miejsc. Co robisz? Rozpisujesz konkurs? Wątpię. Szczerze wątpię. Robisz to samo co wtedy, jak zepsuje ci się pralka, samochód i rozchoruje dziecko. Złapiesz za telefon. I dasz zarobić komuś znajomemu znajomego. Czyli nie oszukujmy się. Pójdziesz drogą kolesiowską. Kluczem kontaktów w telefonie. I tak się w tym kraju robi od lat. Właściwie od zawsze.Wszystko załatwia przez szeroko pojętego szwagra.

Mieszko I, tak popularny ostatnio poprzez swoją decyzję o wstąpieniu do ówczesnej uni europejskiej, swoją potęgę zbudował na współpracy z braćmi. Jeden zginął w walce z Wichmanem, drugi pod Cedynią. Można się śmiać, że wyprawił ich na tamten świat, ale można też przytomnie stwierdzić, że obsadził ich na czele wojsk i bitwach dla niego ważnych. Książę Józef Poniatowski, który tak wspaniale i bohatersko zginął, był wcześniej przez całe lata protegowanym tego zdrajcy, ruskiego agenta i masona w jednej osobie czyli Augusta Poniatowskiego, ostatniego (nawiasem mówiąc mojego ukochanego) króla. Pchał ten król swojego bratanka do kariery na ile mógł i potrafił, a coś tam jednak mógł i coś tam jednak potrafił.

Pewnie dlatego tacy nieufni i spięci jesteśmy za granicą. Jak tu w dalekiej Grecji, Chorwacji czy (tfu, tfu) Egipcie albo Turcji znaleźć jakiegoś szwagra? Niemożliwość. Więc jak spotkamy gdzieś rodaka, to rzucamy się mu w ramiona. I wtedy nie jest ważne, że on głosował na inną opcję, że kibicuje Legii Psy, albo Apatorowi Chuj. Nie ważne, że nosi skarpetki do sandałów i że w Polsce nawet nie chcielibyśmy na niego splunąć. Za granicą ten daleki Polak to nasz szwagier. Szwagier na miarę sytuacji. Przyznajmy się, że po prostu mieszkamy w Szwagropolu*. Szwagropol* forever!

* Szwagropol – wiecie, że taka nazwa naprawdę istnieje?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *