Zacznę od deklaracji politycznej. Tak, jeżdżę rowerem, ale nie jestem jarmużystą – ekstremistą. Przeciwnie – jak większość homo sapiens zamieszkujących ten zabawny kraj, który ani nie umie dobrze się wywrócić, ani porządnie rozwinąć, nie pogardzę dobrze uszykowanym schabowym. Jeżdżę rowerem, nie na złość, nie dla mody, ale z wygody. To najszybszy, najprostszy i najbardziej optymalny sposób do przemieszania się po mieście. Szczególnie jak się ma dziecko do ostawienia do przedszkola lub szkoły a potem trzeba dotrzeć do pracy. Niestety Oleńka powoli wyrasta z fotelika rowerowego, a większych już nie robią. Musimy się więc pogodzić z faktem, że to nasz ostatni sezon wspólnych rowerowych jazd. Takie chwile zawsze skłaniają do podsumowań. Oto garść szprych rowerowych, a na każdej z nich nadziane mam jedno przemyślenie:
Szprycha 1 – rower = mniejsza napinka
Jak jechałem autem, to kląłem w korkach. Człowiek w aucie jest zawsze spóźniony lub wkurzony. Czasem, a nawet głównie obie z tych rzeczy występują na raz. Ja spóźniony być nie lubię. Niestety, kto wsiada do auta, nie jest panem swojego czasu. I przeciwnie, kto wsiada na rower jest w stanie dokładnie ocenić, o której godzinie zakończy się jego przemieszczanie z punktu A do punktu B. Dzięki temu wioząc Oleńkę do szkoły mogę się oddawać miłej rozmowie a nie stresowaniu się, czy zdążymy. Efekt? Gdy my wyluzowani, dotlenieni i zrelaksowani wchodzimy do szkoły mijamy zestresowanych właścicieli luksusowych aut, którzy ciągną swe dzieci za plecaki, kurtki, uszy czy włosy.
Szprycha 2 – rower jest idealny dla erotomanów czyli wielbicieli szprych.
Kiedy już Oleńka w przedszkolu, Królowa Matka stoi w korku, a ja wreszcie mogę się ponapawać widokiem szprych na ulicach i za kierownicami. Uwierzcie mi, tylko z siodełka rowerowego widać tyle szprych na mieście. Szprychy na chodnikach, szprychy w samochodach, szprychy na przejściach dla pieszych. Tylu pięknych kobiet pieszy (wzrokowo) nigdy nie obskoczy, a kierowca to już w ogóle. Oni tylko widzą obiekty, na których można pierwszeństwo wymuszać, albo którym się podporządkować. Sado-macho normalnie. Blee.
Szprycha 3 – wszyscy cykliści są podejrzani
Niby normalnie, niby pro-fit, niby społeczeństwo otwarte, ale jednak Waszczykowski wychodzi nie tylko z Waszczykowskiego. We wzroku niejednego rodzica widzę „biedne dziecko, ojciec je rowerem do szkoły odwozi”. A jak już „zimą” (bo umówmy się co to są za zimy) przypinam rower pod firmą to co rusz ktoś mi mówi, że mnie podziwia. Ja podziwiam ludzi wytrzymujących smród rozkładających się ciał i futer w autobusach ogrzewanych na maksa w samym środku stycznio-lata. Ale jak mawiał mój ojciec, różne bywają zboczenia.
Szprycha 4 – ruch to zdrowie
Było nie było każdego dnia przejeżdżam kilka kilometrów. Ruch to przecież zdrowie, profilaktyka chorób, przedłużenie życia oraz spalone kalorie – tłumaczę Królowej Matce otwierając wieczorne piwo, które mogę śmiało wypić dzięki wcześniej spalonym kaloriom.
– Szprycha ostatnia czyli dobra zmiana
Kierowcy stali się ciut życzliwsi. Coraz rzadziej ktoś usiłuje mnie zabić. Coraz częściej ktoś mnie puszcza, ustępuje miejsca i bierze pod uwagę to, że moja karoseria jest tak gruba jak ludzka skóra i dość słabo odporna na wstrząsy. Jednak nadal poziom agresji utrzymuje się na dość wysokim poziomie. Średnio raz w tygodniu ktoś drze na mnie mordę, że mam zjechać na drogę rowerową, która nią nie jest, ale kontrpasem, służącym do poruszania się rowerem pod prąd ulicami jednokierunkowymi. Każdemu z nich chciałbym odpowiedzieć. Nie każ mi mi jechać po kontrpasie ty niedouczony kuta głuptasie. I często tak mówię.
Wpis ten dedykuję Agnieszce Durskiej, która opiekuje się platformą blox.pl, ale dotknęła ją dobra zmiana i wkrótce będzie musiała nas, bloxerów opuścić. Ponieważ nie raz i nie dwa promowała moje produkty, oficjalnie dziękuję jej za to co zrobiła i zrobić próbowała.
// ]]>