Podobno mają zlikwidować gimnazja i to dla tysięcy gimnazjalistów jest wiadomość dobra. Jest i zła. Gimnazjaliści będą nadal musieli chodzić do szkoły, będzie się ona tylko inaczej nazywać. Fundacja Ratujmy maluchy uratowała sześciolatki, ale już siedmio, ośmio i innych latków ratować nie chciała. Shame on you fundacjo…
Tymczasem Oleńka właśnie ukończyła pierwszy semestr szkoły podstawowej. Jaki jest bilans tego półrocza? Oleńka umie czytać i pisać, ale umiała to już zanim do szkoły poszła. Może gorzej, może brzydziej, ale umiała. Fakt, od kolegów z klasy nauczyła się bekać na zawołanie. I to wcale nie jest mało. Królowa Matka ma magistra, co oznacza, że strawiła w ławkach szkolnych lat minimum 16 i bekać się na zawołanie nie nauczyła. Ja po 8 latach nauki języka rosyjskiego nauczyłem się tyle samo, ile języka niemieckiego oglądając Czterech pancernych i psa. No więc bekanie w pół roku to nie jest mało. Mimo to podejrzewam, że gdybym jej pozwalał czasem przebywać z dziećmi ciutkę od niej starszymi, które wystają pod całodobowym spożywczo-monopolowym, to nauczyłaby się nie tylko bekać, ale też pić piwo, kroić frajerów i paru innych przydatnych w naszej dzielnicy umiejętności. No więc po cholerę nam szkoła?
Nie wiem. Jak się tak porządnie zastanowić to naprawdę nie wiem. Większość rzeczy, które wiem poznałem z książek. Książki nauczyli mnie czytać (książki nie litery, bo to różnica) rodzice i w ogóle rodzina. Dziadek miał kilka klas austro-węgierskiej szkoły, ale przeczytał więcej tomów niż niejeden profesor, a babcia z klasami dwiema zaginała przy kolacji doktorantów UJotu. A to był stary UJot i starzy doktoranci, z lat tak odległych, że poseł Piotrowicz jeszcze nie był w PiS-ie. Tak sobie myślę, że najważniejsza rzecz, której nie nauczyli mnie rodzice i nie nauczyły mnie książki to to, że ruch fizyczny jest niezbędnie potrzebny dla zdrowego ducha, czy też psychicznej równowagi – jak zwał tak zwał. Jednak nie szkoła mnie tego nauczyła. Nie szkoła, a koledzy, którzy wciągnęli mnie w grę w piłkę, tenisa, albo w wycieczki w góry (pozdrawiam was M. i A.), gdy już miałem ponad 30 lat. Z kolei mój towarzysz górskich wypraw (pozdrawiam cię A.) ma podobny wniosek. Jako dorosły człowiek odkrył uroki czytania książek i to nie szkoła go do tego przekonała. Sam się przekonał, a szkoła katowaniem lekturami raczej go zniechęcała. Tak samo jak licealny WF-ista skutecznie wyleczył mnie z myśli, że można lubić przebierać się w krótkie gacie i przepacać sobie pachy. No więc najważniejszych rzeczy nie szkoła nas nauczyła.
Po co w takim razie jest szkoła? Nadal nie wiem na boga. Może po to, żeby politycy mieli co reformować.