Wszyscy zalecają aktualizować bloga regularnie. Minimum raz w tygodniu, najlepiej dwa. To dlaczego milczę? Odpowiedź jest banalnie prosta. Chwilowo nie mam nic zabawnego do powiedzenia. Startując z Ojcem… przyjąłem sobie zasadę, że będę się odzywał tylko wtedy, gdy przynajmniej w założeniach, będę miał coś do powiedzenia. Żadnych zapchajdziur, żadnych wymuszonych podsumowań, nieśmiesznych cytatów dzieci, dołujących wpisów o przygnębiającym życiu. Żadnych porannych obserwacji zaspanych dzieciaków, żadnego wróżenia z brudnych talerzy zalegających w zlewie. Autor niezapomnianego „Znaczy kapitana” twierdził za jego włoskim kolegą po piórze, że pisać trzeba tak, żeby było ładnie. Ja twierdzę bloga prowadzić trzeba tak, żeby było przyjemnie, ale to w sumie to samo. Dokładnie.
No więc milczę do odwołania. I innym też to polecam. Zaczekajcie aż będziecie mieli coś do powiedzenia. I wyobraźcie sobie, jak piękny byłby internet i świat cały, gdyby inni trzymali się tej zasady.
Wchodzi na mównicę premier i stwierdza, że nie będzie nic obiecywał, bo już skończyły się mu pomysły na puste obietnice. Szef opozycji rezygnuje z głosu, bo nie chce się powtarzać z tymi samymi zarzutami wobec rządu. Na gazeta.pl tygodniami wiszą te same informacje. Facebook rozważa zamknięcie interesu, a radio przestaje puszczać 3/4 piosenek. Dzieci milczą, bo przecież to że „mamo a ona jest głupia” i „tato on mi zabiera zawsze zabawki” już było. Już cholernie tyle razy było. Nie pada nawet sakramentalne „Co w pracy kochanie”, ani „Kochasz mnie jeszcze?”.
Cisza.